Martyna Flemming - Życie pechowej emigrantki

Autor: Martyna Flemming
Tytuł: Życie pechowej emigrantki 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarna kawa 
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 380
 
Jedni z nas zapuszczają swoje korzenie raz w życiu, stała praca, niezmieniana od lat, jeden dom, jeden małżonek, stała grupka znajomych. Rutyna daje takim ludziom poczucie bezpieczeństwa, a ja jestem jedną z takich osób. Inni zaliczyli jakieś przemeblowania, a jeszcze inni jak autorka zaliczyli 40 zmian miejsca zamieszkania i 35 zawodów. I to z ciągle towarzyszącym jej pechem! Ciekawi historii życia pechowej emigrantki?

Nie da się ukryć, że autorka książki nie potrafi usiedzieć na miejscu, jednak jej podróżowanie nie zaczęło się od razu. Najpierw przez długi czas oddawała się swojej pasji, jaką jest taniec. Miała własną grupę z którą występowała, potem otworzyła w Krakowie szkołę. Ten fragment jej życia jest dość szeroko omówiony w książce. Z czasem przyszedł czas na zmianę, a raczej na zmiany. Ilość miejsc, zawodów, przygód, anegdot i doświadczeń zebranych przez bohaterkę książki spokojnie wystarczyłaby do obdzielenia kilku niespokojnych duchów. Podobnie z odwagą, siłą przebicia, przebojowością i ciekawością świata. A to wszystko połączone z wrażliwą artystyczną duszą, która czasami musiała udźwignąć zbyt wiele.

Jak objawiał się pech naszej emigrantki? Różnorako. Raz bywało zabawnie, raz zdecydowanie wiało grozą. Z jednej strony ciężko się dziwić, że przy takim intensywnie prowadzonym życiu i tylu sytuacjach nie wszystko układało się tak, jak powinno. Jednak możecie mi wierzyć, że tytuł jak najbardziej oddaje treść. Żeby przekonać się dlaczego, musicie sami przeczytać. Wyjątkowo ciekawymi fragmentami w  książce były dla mnie anegdoty dotyczące prac w cypryjskich kasynach, ponieważ jestem z podobnej branży i mogłam porównać sobie międzynarodową klientelę. Jestem pewna, że wielu wielu z was również odnajdzie w tej książce coś bliskiego sobie - miejsce, pracę, ludzi czy wewnętrzny przymus zmiany swojego życia.

Co do zakończenia, czyli ostatnich wydarzeń w życiu Martyny, które kompletnie przewartościowały jej poglądy - chwyta za serce i wywołuje masę emocji. Byłam po prostu zła i sama siebie pytałam - ile człowiek może znieść?! Ile można mieć pod górkę?! Dlaczego takie rzeczy jednych spotykają, a drudzy nie zdają sobie sprawy z tego, ile mają szczęścia? Nie chce mówić w tym przypadku o pechu, bo byłoby to niestosowne w obliczu takiej tragedii. Mówi się, że nie dostajemy więcej, niż jesteśmy w stanie unieść. Czytając takie historie człowiek się zastanawia, czy czasem to jednak nie przesada z tym obdarowywaniem życiowymi doświadczeniami.

Muszę przyznać, że styl autorki bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jest to debiut, a książkę czytało się błyskawicznie mimo drobnej czcionki. Krótkie rozdziały które prowadzą czytelnika od jednego miejsca do drugiego nie pozwalają nawet na chwilę nudy. Okładka utrzymana w przyjemnych dla oka i wesołych tonach może sugerować lekką lekturę na leniwe popołudnie. Myślę, że książka wywołuje tyle różnych refleksji o życiu, emigracji, stracie, że nie do końca należy do niej tak luźno podchodzić. 

Czym trzeba się cechować, by życie prowadzić właśnie tak - intensywnie, zachłannie, by nie bać się ryzyka i rzucać się w wir przygód? O tym właśnie jest ta książka. Opisy niektórych wydarzeń autorka zamieściła na swoim blogu producentka pasji, na którym możemy znaleźć informację, że autorka wybiera się w podróż do Azji. W planach ma kolejną książkę i będę jej z niecierpliwością wyglądać.

Za egzemplarz dziękuję


Komentarze

  1. Bardzo kibicuje Martynie, aby odnalazła kawałek swojego miejsca i była szczęśliwa. Wyczekuję, kiedy powróci z Azji i podzieli się wrażeniami (jeszcze trochę musimy poczekać). Masz rację-ja znalazłam coś dla siebie w tej książce. Również polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że niedługo znów o autorce usłyszymy, i tego jej życzę;)

      Usuń
  2. Z chęcią sięgnęłabym po tę książkę, skoro debiut autorka miała tak dobry, to pewnie dalej będzie jeszcze lepiej :) Dawno nie sięgałam po polskich autorów, więc to byłaby dobra okazja aby to zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spotkałam się już wcześniej z tą książką i gdyby nie fakt, że już wiedziałam mniej więcej o czym jest, to po okładce uznałabym, że to książka raczej dla młodzieży, a tu takie zaskoczenie. ;) Ale przyznam, że ta okładka jest bardzo miła dla oka. ;D
    Co do treści, to sama nie wiem, czy nie brakowałoby mi jednak całkowitej fikcji, linii fabularnej, bohaterów itd., ale gdy wspomniałaś o stylu autorki i tym, że tak dobrze się czyta, to poczułam się trochę zachęcona, więc może kiedyś. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka jest trochę myląca. Kolory z tyłu książki są bardzo ładne, natomiast przód nie do końca mi gra z treścią.
      Kiedys daj jej szansę, warto ;)

      Usuń
  4. Jakiś czas temu czytałam patronacką recenzję tej powieści. Jej autorka także wyrażała się na jej temat bardzo pochlebnie. W wolnej chwili przeczytałabym i ja, bo mam wrażenie, że bije z niej pozytywna energia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnóstwo energii;) pozytywne opinie mnie nie dziwią, jeśli tylko gatunek Ci odpowiada to się nie zawiedziesz.

      Usuń
  5. Dobrze, że autorka doszlifowała swój debiut i potrafi zainteresować czytelnika. Elementy zaskoczenia również mnie kuszą. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa książka, myślę że przypadłaby mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet jak to czytam, to już czuję ten, sama nie wiem... pęd? Tą mnogość przygód, miejsc, które będę mogła dzięki niej poznać. Myślę, że skuszę się na nią kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze w takim razie czujesz;) książka z pewnością Ci się spodoba;)

      Usuń
  8. Chciałabym poznać losu autorki. Podziwiam osoby, które mają odwagę zmieniać wszystko w swoim życiu, szukać nowych wyzwań i radzić sobie z nimi. Szkoda tylko, że autorka doznała wielu przykrości, bo jak rozumiem, życie nie raz dało jej w kość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też podziwiam takie osoby, mi brak takiej odwgi i przebojowosci.
      Autorka rzeczywiście przeżyła bardzo trudne chwile.

      Usuń
    2. cóż zrobić jak życie tak się ułożyło

      Usuń
    3. Niestety los nie zawsze jest sprawiedliwy, bardzo współczuję i życzę już tylko dobrych chwil :)

      Usuń
  9. Polecę mojej siostrze, bo ona z pewnością bardziej odnajdzie się w tej książce aniżeli ja.

    OdpowiedzUsuń
  10. Takie książki, które opisujeżycie emograntówlubię i już trochę ich przeczytałam. Na tę też się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A możesz polecić jakiś tytuł? Chętnie coś jeszcze przeczytam takiego :)

      Usuń
  11. No ciekawie się zapowiada ;) Być może znajdę chwilkę by po nią sięgnąć.

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie!
    https://czarodziejka-ksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Rzadko sięgam po takie książki, ale ta mnie zaciekawiła ;)
    Pozdrawiam! http://literacki-wszechswiat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Z chęcią przeczytam. Książka mnie zainteresowała.

    OdpowiedzUsuń
  14. myślę że do winka i czekoladki książka o perypetiach emigranckich fajnie by pasowała

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym momencie poszloby więcej wina niż słodyczy ale książkę warto przeczytać ;)

      Usuń
    2. haha xd winkiem nie pogardzę :D

      Usuń
    3. dużo wina się przyda - zwłaszcza przy 3 części książki

      Usuń
  15. Już kilka opinii słyszałam na temat tej książki i jak dotąd - wszystkie są dobre. W ogóle Wydawnictwo Czarna Kawa coś wydaje ciekawe rzeczy! Kiedyś się muszę dorwać do "Emigrantki" :D.
    #SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwią mnie dobre opinie, książka jest napisana bardzo dobrym stylem i jest po prostu ciekawa ;)

      Usuń
    2. oblewa mnie rumieniec po tych słowach :)

      Usuń
  16. ciekawa jestem losów emigrantki :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Lubie jak rozdziały są krótkie, ciekawiej i przyjemniej się czyta, ciekawa pozycja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też lubię taką formę - dlatego zastosowałam ją w książce

      Usuń
  18. Czytałam o tej książce i jestem nią zainteresowana, bo z tego, co pamiętam, to Martyna wspominała coś o życiu w Norwegii. Albo w którymś skandynawskim państwie. A jak kocham tamte rejony. Podziwiam panią emigrantkę, jej życie to wieczna przygoda.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo oryginalna i rzucająca się w oczy okładka. Może się skuszę. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. 35 zawodów? Aż się nie chce wierzyć, że to wszystko przygody jednej osoby :) W wolnej chwili postaram się sięgnąć po książkę, choć pewnie nie będzie to w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam do przeczytania. Kilka z moich zawodów: laborantka na uczelni w Norwegii - hodowla planktonu, barmanka na Cyprze, ankieterka w Polsce, pracownik kasyna na Cyprze, logistyk w Holandii, właścicielka szkoły tańca w Polsce, kelnerka na Cyprze, recepcjonistka w Polsce, pracownik szklarni w Holandii, itd

      Usuń
    2. Zaintrygował mnie wątek Pani pracy w Norwegi. Wiele słyszałam o tym kraju ale niestety nigdy nie udało mi się tam wyjechać. Proszę o więcej szczegółów, w jaki sposób udało się Pani tam wyjechać i pracować na uczelni? Mój znajomy pracował tam kiedyś w hodowli dorady (to taka smaczna rybka), którą później wysyłają samolotami do Polski, tutaj oprawiają bo to im się im opłaca i dalej eksportują w świat. Może zna Pani podobne historie, może te pani rybki też tak wysyłali?

      Usuń
    3. Ja pracowałam w Norwegii dzięki byłemu chłopakowi. Podsyłam linki na bloga: http://producentkapasji.blog.pl/hity-bloga-najlepsze-wpisy/
      Proszę zejść w dół strony i będą wpisy o Norwegii

      Usuń
    4. Sprawdziłam i od razu widać wymieszany układ tematów, Norwegia z Egiptem.

      Nic tam nie ma na temat, o który pytałam. Podpytałam znajomego, o którym już wspominałam i okazuje się, że nawet Panią kojarzy. Podobno wcale Pani tam nie pracowała a już na pewno nie na uczelni !!! Bo dlaczego na uczeni o profilu, gdzie zajmują się hodowlą czy doświadczeniami na rybach i innych organizmach wodnych mieliby zatrudnić kogoś z wykształceniem tanecznym czy jakimś innym nie mającym najmniejszego związku z rzekomo wykonywaną tam pracą? Tam nie zatrudnia się ludzi według koneksji nawet jeśli pani chłopak coś tam znaczył. Temu znajomemu (gość z habilitacją akwakultury - jak już wspominałam, pracował w Norwegii w hodowlach) podesłałam linki do bloga i Pani wywiadów gdzie nawiązuje Pani do pracy w Norwegii i podsumował krótko, że to co Pani opowiada to są jakieś bzdury i widać, że nie ma Pani pojęcia o tym co mówi.
      z tego co on o Pani słyszał (podsumował, że środowisko rybaków jest ciasne i wielu ludzi się zna a o Polakach pracujących na uczelni w Norwegii fama szybko się roznosi) to była tam Pani na utrzymaniu swojego chłopaka o ile w ogóle to był Pani chłopak. Przeczytałam kilka Pani wpisów z różnych etapów i na podstawie tego wątka z życia rzekomo Norweskiego, gdzie przypadkiem jest ktoś kto wie, że Pani zmyśla reszta historyjek wypada mało wiarygodnie. Może ta książka powinna raczej trafić do kategorii fantastyka podróżnicza?
      Może znajdą się jeszcze inne osoby, które mogłyby coś ciekawego powiedzieć na temat innych Pani "przygód"

      Usuń
    5. Witam,
      piszę tu to co wysłałam Pani?Panu na emaila
      po pierwsze brawo za nadmiar wolnego czasu by zajmować się czymś tak nieistotnym jak moje życie.
      Po drugie, nigdzie nie pisałam że byłam tam zatrudniona. Nie wspomniałam o etacie, o tym, że miałam tam umowę. Pracowanie na uczelni polegało na pomocy w laboratorium gdy mój chłopak nie wyrabiał się z robotą. Igor jego szef zawalał go obowiązkami. Nie pisałam również, że pracowałam samodzielnie, że byłam odpowiedzialna za hodowlę do trzeba być przygotowanym specjalistą.
      Jeśli rozmawiała Pani z Jackiem, Igorem lub Michałem to rozumiem, że powiedzieli że tam nie byłam zatrudniona. Ja sama też tak nie twierdzę. Nigdzie tak nie pisałam czy mówiłam. Pomoc też jest pracą.
      Historie z Egiptem są przeplecione bo w tym samym czasie byliśmy w Egipcie i powiązałam te wątki jako odbywające się w tym samym czasie, z tym samym facetem.
      Łapie mnie Pani za słówka, może Pani - ma Pani prawo.
      Sprzedaję bloga, książkę jako produkt i wara komukolwiek od dociekania ile w tym wszystkim jest prawdy. Niech mi Pani pokaże jakiegoś pisarza (a ja nawet nie jestem pisarką) który tłumaczy się z historii jakie opisuje. Śmieszne, że Pani tak drąży temat. Mogłabym bujać w nieskończoność na blogu i książce - nic nikomu do tego. Sprzedaję historie, nawet gdyby były wszystkie zmyślone, nie siebie czy swoją prawdomówność.
      To że empik samowolnie wrzucił mnie do szufladki: literatura faktu to tylko ich sprawka. Nie prosiłam o to.
      Nigdzie nie powiedziałam, że książka jest 100 procentową autobiografią. Mam prawo pisać co chcę. Ludzie mogą w to wierzyć lub nie. Kupować książkę albo ją zignorować.
      Jak Pani ma za dużo czasu wolnego na zajmowanie się pierdołami proszę bardzo - droga wolna w dociekaniu tego co robiłam, co powiedziałam, czy też zrobiłam. Ale żal czasu, życia na takie bzdury.
      Pozdrawiam i życzę miłego dnia.

      Usuń
  21. Już sama okładka zwraca naszą uwagę, a jeśli tylko zaskakuje treścią, to tym bardziej chcę po nią sięgnąć. :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak ja Ty, jestem jedną z tych osób, które lubią poczucie bezpieczeństwa. Chętnie sięgnęłabym po książkę, jesten ciekawa perypetii Martyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w mojej książce nie znajdziesz poczucia bezpieczeństwa

      Usuń
  23. Zazwyczaj nie sięgam po takie książki skupiające się na podróżach, ale w tej chyba coś jest, bo magicznie mnie przyciąga :)

    OdpowiedzUsuń
  24. 40 miejsc zamieszkania i 35 zawodów? Wow! Aż ciężko uwierzyć. Chętnie dowiedziałabym się, co też ciekawego robiła autorka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam do przeczytania. Kilka z moich zawodów: laborantka na uczelni w Norwegii - hodowla planktonu, barmanka na Cyprze, ankieterka w Polsce, pracownik kasyna na Cyprze, logistyk w Holandii, właścicielka szkoły tańca w Polsce, kelnerka na Cyprze, recepcjonistka w Polsce, pracownik szklarni w Holandii, itd

      Usuń
  25. Wychodzi na to, że muszę przeczytać tę książkę. Ja też z tych raczej mocno zakotwiczonych, to chociaż poczytam sobie o takiej "karuzeli" życiowej ;-). Ale sama okładka by mnie nie skusiła.

    OdpowiedzUsuń
  26. Martyna Flemming22 sierpnia 2016 07:07

    zapraszam do przeczytania. Kilka z moich zawodów: laborantka na uczelni w Norwegii - hodowla planktonu, barmanka na Cyprze, ankieterka w Polsce, pracownik kasyna na Cyprze, logistyk w Holandii, właścicielka szkoły tańca w Polsce, kelnerka na Cyprze, recepcjonistka w Polsce, pracownik szklarni w Holandii, itd
    Anonimowy22 sierpnia 2016 15:05

    Zaintrygował mnie wątek Pani pracy w Norwegi. Wiele słyszałam o tym kraju ale niestety nigdy nie udało mi się tam wyjechać. Proszę o więcej szczegółów, w jaki sposób udało się Pani tam wyjechać i pracować na uczelni? Mój znajomy pracował tam kiedyś w hodowli dorady (to taka smaczna rybka), którą później wysyłają samolotami do Polski, tutaj oprawiają bo to im się im opłaca i dalej eksportują w świat. Może zna Pani podobne historie, może te pani rybki też tak wysyłali?
    Martyna Flemming23 sierpnia 2016 13:59

    Ja pracowałam w Norwegii dzięki byłemu chłopakowi. Podsyłam linki na bloga: http://producentkapasji.blog.pl/hity-bloga-najlepsze-wpisy/
    Proszę zejść w dół strony i będą wpisy o Norwegii
    Anonimowy26 sierpnia 2016 10:22

    Sprawdziłam i od razu widać wymieszany układ tematów, Norwegia z Egiptem.

    Nic tam nie ma na temat, o który pytałam. Podpytałam znajomego, o którym już wspominałam i okazuje się, że nawet Panią kojarzy. Podobno wcale Pani tam nie pracowała a już na pewno nie na uczelni !!! Bo dlaczego na uczeni o profilu, gdzie zajmują się hodowlą czy doświadczeniami na rybach i innych organizmach wodnych mieliby zatrudnić kogoś z wykształceniem tanecznym czy jakimś innym nie mającym najmniejszego związku z rzekomo wykonywaną tam pracą? Tam nie zatrudnia się ludzi według koneksji nawet jeśli pani chłopak coś tam znaczył. Temu znajomemu (gość z habilitacją akwakultury - jak już wspominałam, pracował w Norwegii w hodowlach) podesłałam linki do bloga i Pani wywiadów gdzie nawiązuje Pani do pracy w Norwegii i podsumował krótko, że to co Pani opowiada to są jakieś bzdury i widać, że nie ma Pani pojęcia o tym co mówi.
    z tego co on o Pani słyszał (podsumował, że środowisko rybaków jest ciasne i wielu ludzi się zna a o Polakach pracujących na uczelni w Norwegii fama szybko się roznosi) to była tam Pani na utrzymaniu swojego chłopaka o ile w ogóle to był Pani chłopak. Przeczytałam kilka Pani wpisów z różnych etapów i na podstawie tego wątka z życia rzekomo Norweskiego, gdzie przypadkiem jest ktoś kto wie, że Pani zmyśla reszta historyjek wypada mało wiarygodnie. Może ta książka powinna raczej trafić do kategorii fantastyka podróżnicza?
    Może znajdą się jeszcze inne osoby, które mogłyby coś ciekawego powiedzieć na temat innych Pani "przygód"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,
      po pierwsze brawo za nadmiar wolnego czasu by zajmować się czymś tak nieistotnym jak moje życie.
      Po drugie, nigdzie nie pisałam że byłam tam zatrudniona. Nie wspomniałam o etacie, o tym, że miałam tam umowę. Pracowanie na uczelni polegało na pomocy w laboratorium gdy mój chłopak nie wyrabiał się z robotą. Igor jego szef zawalał go obowiązkami. Nie pisałam również, że pracowałam samodzielnie, że byłam odpowiedzialna za hodowlę do trzeba być przygotowanym specjalistą.
      Jeśli rozmawiała Pani z Jackiem, Igorem lub Michałem to rozumiem, że powiedzieli że tam nie byłam zatrudniona. Ja sama też tak nie twierdzę. Nigdzie tak nie pisałam czy mówiłam. Pomoc też jest pracą.
      Historie z Egiptem są przeplecione bo w tym samym czasie byliśmy w Egipcie i powiązałam te wątki jako odbywające się w tym samym czasie, z tym samym facetem.
      Łapie mnie Pani za słówka, może Pani - ma Pani prawo.
      Sprzedaję bloga, książkę jako produkt i wara komukolwiek od dociekania ile w tym wszystkim jest prawdy. Niech mi Pani pokaże jakiegoś pisarza (a ja nawet nie jestem pisarką) który tłumaczy się z historii jakie opisuje. Śmieszne, że Pani tak drąży temat. Mogłabym bujać w nieskończoność na blogu i książce - nic nikomu do tego. Sprzedaję historie, nawet gdyby były wszystkie zmyślone, nie siebie czy swoją prawdomówność.
      Nigdzie nie powiedziałam, że książka jest 100 procentową autobiografią. Mam prawo pisać co chcę. Ludzie mogą w to wierzyć lub nie. Kupować książkę albo ją zignorować.
      Jak Pani ma za dużo czasu wolnego na zajmowanie się pierdołami proszę bardzo - droga wolna w dociekaniu tego co robiłam, co powiedziałam, czy też zrobiłam. Ale żal czasu, życia na takie bzdury.
      Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
      Ps. W załączniku zdjęcie z laboratorium w Bodo. Mój chłopak Michał zrobił to zdjęcie. Chyba że uzna Pani to za sfingowane zdjęcie. :)

      Usuń
    2. Pani Martyno,
      Pisze Pani "wara komukolwiek od dociekania, ile w tym wszystkim jest prawdy" - muszę zareagować i się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Książka jest przedstawiana jako autobiografia, dlatego na przykład ja jako czytelnik i osoba polecająca w poście Pani książkę innym czuję się po tym stwierdzeniu co najmniej skołowana. Nie zamierzam jednak drążyć tego tematu.

      Usuń
  27. Martyna Flemming22 sierpnia 2016 07:07

    ....." Kilka z moich zawodów: laborantka na uczelni w Norwegii - hodowla planktonu, barmanka na Cyprze, ankieterka w Polsce, pracownik kasyna na Cyprze, logistyk w Holandii, właścicielka szkoły tańca w Polsce, kelnerka na Cyprze, recepcjonistka w Polsce, pracownik szklarni w Holandii, itd...."

    poniżej definicja zawodu za wikipedią:
    Zawód – zbiór zadań (zespół czynności) wyodrębnionych w wyniku społecznego podziału pracy, będących świadczeniami na rzecz innych osób, wykonywanych stale lub z niewielkimi zmianami przez poszczególne osoby i wymagających odpowiednich kwalifikacji (wiedzy i umiejętności), zdobytych w wyniku kształcenia lub praktyki. Wykonywanie zawodu stanowi źródło dochodów.


    dalszy komentarz nie jest wymagany, może tylko wspomnę jak porażający jest ogrom ignorancji "autorki", która zapomina o tym co pisała, w kilku miejscach nawet, a czego się wypiera.

    Bujaj Pani bujaj. Jest takie mądre powiedzenie "kłamstwo ma krótkie nogi" ale ono tutaj zupełnie nie pasuje, tak mi się pomyślało.

    A Pani "autorka" ma bardo krótką pamięć za to Historia pamięta

    proponuję wprowadzić nową kategorię w dziedzinie literatury: autobiografia bujana ale kto chciałby wtedy coś takiego czytać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arcyszanowna Pani, moim zdaniem uprawia Pani słowne czepiactwo. W porządku, ma Pani słuszność, bezinteresowna pomoc komuś w wykonywaniu jego zawodu samo w sobie nie wyczerpuje słownikowej definicji zawodu, celna uwaga. Jednakże błędne zakwalifikowanie czegoś do jakiejś kategorii - tak, jak Mickiewicz w "Odzie do młodości" błędnie zaklasyfikował żółwia (?) jako płaza - jest właśnie tym: błędem, nieprawidłowym użyciem jakiegoś słowa. Nie kłamstwem, nie "bujaniem".
      Owszem, Autorka mogłaby napisać, że wykonywała 35 różnych rodzajów zajęć, w tym tyle a tyle zawodów. Tyle, że zabrzmiałoby to nieco rozwlekle. Pewien doświadczony dziennikarz, redaktor naczelny lokalnego pisma (już nieistniejącego) w którym pracowałem przez kilka lat, nauczył mnie ważnej rzeczy: czasem dla zachowania klarowności języka trzeba zrezygnować ze ścisłej adekwatności niektórych sformułowań. Dlatego ma Pani rację w jeszcze jednym: mówienie o "kłamstwie" zupełnie tu nie pasuje.

      Usuń
  28. A ta Pani chociaż przeczytała książkę? Czy tylko tak sobie pisze... serio...czepialstwo...łapanie za słówka...a autorka co ma ważyć każde słowo? Pisząc że urodziła dziecko ma wrzucić tutaj definicję, żeby można stwierdzić czy wszystko z definicji zostało wypełnione. No ludzie to czasem nie mają wyczucia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

Aline Ohanesian - Dziedzictwo Orchana

Peety. Pies, który uratował mi życie.

Katarzyna Berenika Miszczuk - Ja, anielica [recenzja]

Obserwatorzy