Linda Akeson McGurk - Nie ma złej pogody na spacer


A bo kiedyś to dzieci cały czas na zewnątrz się bawiły, a dzisiaj to... Ile razy słyszeliście podobne słowa? Mimo że trochę trącą zrzędzeniem mają w sobie sporo prawdy. Kto nie zjeżdżał na worku z sianem w zimie i nie wracał z odmrożonym tyłkiem do domu, ten nie wie, co stracił. Dziś ciężko o podobny widok, i to nie tylko za sprawą łagodnych zim. Tylko czy winić za to można tylko ten nieszczęsny internet?

Nie ma złej pogody na spacer przedstawia filozofię wychowywania dzieci polegającą na nawiązywaniu więzi z naturą, która w Szwecji i ogólnie w całej Skandynawii jest czymś absolutnie naturalnym. Tu dzieci bawią się na dworze codziennie (a weźmy pod uwagę ich klimat), i to bawią się na całego - dziecko brudne to dziecko, które dobrze spędziło czas. Ta więź z naturą owocuje nie tylko w postaci zdrowych, samodzielnych i zahartowanych maluchów. Z nich wyrastają dorośli, którzy przodują w ochronie środowiska. Friluftsliv - czyli życie blisko przyrody, to nie moda. To styl życia.

Można odnieść wrażenie, że Stany Zjednoczone, w których mieszka pochodząca za Szwecji autorka, znajdują się w innej rzeczywistości, a już na pewno w innej rzeczywistości wychowują się tu rówieśnicy dzieci bawiących się w Szwecji w leśnych przedszkolach. Tu zamiast spacerów króluje załatwianie wszelkich spraw bez wychodzenia z samochodu - do tego stopnia, że w zimie można wyjść z domu bez wierzchniego okrycia, i tak też wyprawić dziecko do przedszkola czy szkoły. Tu dzieci nie bawią się same w parku, a jeśli się bawią, bardzo prawdopodobne, że zainteresuje się nimi pomoc społeczna. Tu nie zostawi się wózka ze śpiącym dzieckiem pod  sklepem, bo przyjedzie na interwencję policja. Te i inne przykłady przytacza w swojej książce McGurk, w wielu miejscach podpierając się wynikami badań (na końcu książki jest sporych rozmiarów bibliografia). Na końcu każdego rozdziału znajdują się skandynawskie rady dla rodziców z propozycją lektury, niestety nie zawsze są polskie przekłady.

I choć w pewnym momencie czułam przesyt wspominania na niemal każdej stronie o tym, że w Szwecji wychodzi się w każdą pogodę, i podawania zbyt wielu przykładów zabaw dzieci w deszczu i śniegu, to tę książkę oceniam bardzo wysoko. Nie tylko za jej merytoryczność a jednocześnie przystępność. Głównie za to, że porusza naprawdę ważny społecznie temat. Sama wracałam z tym odmrożonym tyłkiem w zimie i co najwyżej przystawiłam go do kaloryfera, ale mojej córki jakoś na tak samo długi czas w zimie w obawie przed chorobami nie puściłam na sanki. I nie tłumaczy mnie tak do końca jej podatność na infekcje - może to bardziej kwestia podejścia? Ta książka na pewno ma szansę wpłynąć na jego zmianę. 

A jak jest z wami? Nie ma złej pogody na spacer?

Przełożyła: Izabella Mazurek.

Egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Literackiego.

Komentarze

  1. Pomysł na książkę uważam za dobry. Jestem ciekawa, czy spodobałoby mi się wykonanie. Co do spacerów w każdą pogodę, to myślę, że dobre jest umiarkowanie :D, ale tak, (bezpieczne ;) ) spędzanie czasu na zewnątrz jest zdrowe i warto o tym mówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to zdrowe fizycznie i psychicznie.

      Usuń
    2. Zgadzam się z Tobą - umiarkowanie jest wskazane, nie ma co popadać w skrajności i autorka też o tym piszę. Tyle że to co dla mnie jest już skrajnością, dla Skandynawów może nią nie być;p

      Usuń
    3. W sumie o różnicach kulturowych lubię czytać :D

      Usuń
    4. To ta książka jest zdecydowanie dla ciebie:)

      Usuń
  2. Pamiętam, ile czasu spędziłam zimą na dworze :) generalnie nie ma złej pogody na spacer, jeśli tylko jest na niego ochota :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie bym przeczytałą tę książkę. Myślę, że sporo można z niej wynieść. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Z chęcią przeczytam tę książkę. Podejrzewam, że podczas czytania będę wracać gdzieś wspomnieniami w lata dzieciństwa.
    Mieszkam w Szkocji więc z pogodą jest różnie. Z całą pewnością podczas wycieczek, deszcz nam ich nie popsuje. Zawsze mamy przy sobie coś przeciwdeszczowego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajna pozycja książkowa. Zainteresowałaś mnie. Im więcej natury, tym więcej w nas siły. Tak uważam. Dziś z rodzinką spacerowałam po lesie:)))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że ta "filozofia" ma sporo wspólnego z pedagogiką waldorfską. Polecę książkę mojej przyjaciółce, może przyda jej się w pracy z dzieciakami na dworze :). A swoją drogą - to oczywiste, że przyczyną wszystkiego, co złe, jest Internet! I jeszcze "Harry Potter" :P.

    OdpowiedzUsuń
  7. To chyba rzeczywiście kwestia podejścia. Sama w kółko słyszę, że dzieci teraz wolą siedzieć w domu i "grać w ten komputer", niż wyjść na zewnątrz. Tylko że jeśli przejść się po moim osiedlu, to trudno im się dziwić. Świetny plac zabaw, który w dzieciństwie dość często odwiedzałam, przestał istnieć za sprawą "konieczności" wybudowania nowego parkingu, na którym i tak nikt nie parkuje. Piaskownice są zaniedbane i wciąż okupowane przez podejrzanie wyglądających nastolatków. Po trawniku pod blokiem chodzić nie wolno, a tym bardziej grać na nim w piłkę, co za moich czasów było całkowicie dozwolone. Dziś jednak jakieś wściekłe grażynisko zaraz zadzwoni na policję. Co prawda są niby otwarte place zabaw przy szkołach i przedszkolach, ale tylko w godzinach pracy tychże instytucji. Czyli akurat wtedy, gdy my siedzimy w pracy, a nasze dzieci na lekcjach.

    A co do samej książki, temat porusza bardzo ciekawy i chętnie bym po nią sięgnęła. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To o czym piszesz, brzmi bardzo znajomo, ale u mnie na wsi dochodzi jeszcze jeden element - nas w kilku kolejnych domach było kilkoro z jednej klasy, wychodziliśmy przed podwórka i już była grupka. Teraz na całą wioskę ciężko uskładać kilkanaście dzieci z jednego rocznika.

      Usuń
  8. Książka porusza faktycznie ważny temat społeczny, a przy okazji przypomina nieco o tym, jak wielu z nas spędzało swoje dzieciństwo. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widziałam ją nawet ostatnio w Biedronce :) Ja od dzieciaka latałam po dworze. Mało tego - byłam typową chłopczycą. Najlepiej czułam się uwalana w błocie i na drzewie :)) Teraz też uwielbiam kontakt z naturą, sport i aktywnie spędzany czas. Myślę zatem, że nie muszę być Szwedką z pochodzenia aby móc zapewnić swojemu dziecku odrobiny zdrowych nawyków ;) W końcu ten zimny chów jest najlepszy xD

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

Aline Ohanesian - Dziedzictwo Orchana

Peety. Pies, który uratował mi życie.

Katarzyna Berenika Miszczuk - Ja, anielica [recenzja]

Obserwatorzy