Rafał Fronia - Anatomia Góry. Osiem tysięcy metrów ponad marzeniami / Dziękuję, wrócę innym razem /


Choć miłość do gór mam we krwi - stamtąd pochodzę i tam się urodziłam, nigdy nie ciągnęło mnie i z pewnością nie będzie ciągnąć do zdobywania szczytów. Taki wewnętrzny zew odczuwa zresztą niewielu,  nawet nie każdy spośród wspinających się chociażby na Everest, o czym przeczytamy w tej książce. Nie będę udawać, że interesuję się tym tematem jakoś szczególnie długo, jak większość Polaków na początku tego roku przeżywałam dramat pod Nanga Parbat i potem to, co działo się pod K2.  Sięgając po Anatomię Góry chciałam "zrozumieć górę i tych, którzy ją zdobywają". Czy dzięki tej książce mi się to udało?

Na wstępie może warto zaznaczyć, że jest to moja pierwsza publikacja tego typu, więc porównywać ją mogę jedynie do innych książek podróżniczych czy relacji z wypraw w jakieś ekstremalne miejsca, i to porównanie nie wypada niestety na korzyść Anatomii.  Skoro to moje pierwsze spotkanie z tematem himalaizmu, nie powinno dziwić, że miałam nadzieję na jakieś konkrety dotyczące tych wszystkich tygodni i miesięcy, które należy poświęcić pod górą by móc ją zaatakować. Nie twierdzę, że tych konkretów nie było, musiałam się jednak solidnie napracować by je odkopać spod lawiny, która się na mnie zwaliła - i nie mam na myśli tej opisanej na pierwszych stronach publikacji.

Zostałam zasypana myślami, przemyśleniami, analizami, refleksjami autora, które bardzo skutecznie rozpraszały moje skupienie, wytrwale odciągały od miejsca, czasu akcji i tego wszystkiego, co działo się w poszczególnych obozach. Próbowałam brać poprawkę na fakt, że te słowa były pisane w specyficznych warunkach, dlatego nie mam zarzutów do pojedynczych zdań czy krótkich notatek z poszczególnych dni. Mój zawód dotyczy czegoś innego, miałam poczuć się jak na wyprawie na ośmiotysięcznik, ale niestety nie do końca mi się to udało. Jestem człowiekiem potrafiącym wzruszyć się reklamą proszku do prania, a tu opisy niełatwych przecież zmagań z naturą nie wywoływały we mnie, poza kilkoma wyjątkami, żadnej reakcji. Czyżbym czytając o tych ekstremalnych warunkach zamarzła w środku? Bardziej stawiam na ekstremalne zmęczenie walką o nadążanie za tokiem myślenia autora.

Podobno wspinanie się to przez większość czasu oczekiwanie. Czytanie tej książki dla mnie było tym samym - oczekiwaniem, aż coś w końcu zacznie się dziać między refleksjami przeplatanymi gdzieniegdzie wzmianką na temat życia w bazie. I rzeczywiście, gdzieś około trzysetnej strony (na 430) zaczęłam przewracać strony już bez zniecierpliwienia, płynnie czytając o zdobywaniu K2. Z tego rozdziału wyniosłam najwięcej - o relacjach w grupie, znaczeniu pracy zespołowej w tak ekstremalnym środowisku, o tym, że tak naprawdę góra górze nierówna i wiem, że to brzmi jak najgorszy banał, ale w odniesieniu do tego niezdobytego zimą szczytu chyba naprawdę pasuje. Dopiero tu odczułam, jak niebezpieczne jest to zajęcie - autor jest tym uczestnikiem, który musiał przerwać zdobywanie szczytu z powodu złamanej przez kamień ręki (bo kiedy uciekał ze szczytu czynnego wulkanu, który akurat zaznaczył, jak bardzo jest czynny... było niebezpiecznie, ale tak jakby bardziej na własne życzenie, więc moja empatia jakoś nie chciała się włączyć).
"To moje myśli. Czy będą dla ciebie zrozumiałe?" 
Ja się w nich trochę pogubiłam, i często to te piękne zdjęcia musiały dopowiadać mi wszystko to, co być może w tej książce było, ale mnie nie udało się tego do końca odczytać, przyswoić i jakoś przeżyć. Tym razem ani nie zrozumiałam góry, ani tym bardziej tych, którzy próbowali ją zdobyć. Z czytelniczej wyprawy na ośmiotysięcznik wróciłam więc z niedosytem ale i obietnicą, że wrócę. Tyle że w innej książce.

Wydawnictwo: SQN
Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

  1. ja już troszkę znam temat, więc takich konkretów nie szukałam, za to przemyślenia bardzo mi się podobały, bardzo pozytywnie oceniam tę lekturę. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dla Ciebie lektura była trafiona, to super :)

      Usuń
  2. Takie książki trzeba po prostu lubić. Całkiem niedawno czytałam inną książkę o alpinizmie i byłam zadowolona. Jeżeli ten tytuł wpadnie w moje ręce to na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie tyle książki, co styl, jaki ma pan Fronia :) Mnie nie podpasował, ale może z Tobą będzie inaczej :)

      Usuń
  3. Przeczytałam kilka rozdziałów tylko, ale jestem po spotkaniu z autorem, który bardzo fajnie opowiadał o wyprawie na K2. Ja bardzo lubię tematykę górską i już sporo książek przeczytałam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, jakie będą Twoje wrażenia po całej ksiazce:)

      Usuń
  4. O himalaizmie nie mam żadnych informacji poza tymi, które docierają do mnie z mediów. Lubię chodzić po górach, ale zdobywanie najwyższych szczytów nigdy mnie zbytnio nie interesowało. Ani ja się po nie nie wybieram, ani nie śledzę wyczynów innych, więc książka by mnie nie zainteresowała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham góry, ale również nie wyczynowo. Od takiej książki oczekiwałabym przystępności w temacie, więc raczej po nią nie sięgnę.
    Pozdrawiam ciepło, obserwuję i będę wpadać :D
    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie tej przystępności dla mnie trochę zabrakło, przez zbyt długi czas czytało mi się po prostu ciężko.

      Usuń
  6. Nie moja tematyka, ale na pewno polecę w pracy, bo nasi czytelnicy lubią różne historie. Myślę, że im się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam bardzo podobnie, nigdy nie interesowałam się jakoś szczególnie tematem zdobywania gór, ale wyprawę i akcję na Nanga śledziłam z zapartym tchem. Od tego czasu przeczytałam dwie książki o zdobywaniu szczytu, w tym jedną dotyczącą bezpośrednio góry Nanga Parbat. Szkoda, że ta publikacja potrzebuje tyle czasu na rozkręcenie. Myślę, że te rozliczne refleksje mogłyby mnie znużyć. Bardziej oczekiwałabym wyłącznie samych faktów dotyczących poszczególnych przeżyć, doświadczeń. Chyba więc zrezygnuję z tego tytułu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie dwa tytuły czytałaś? No ja tej konkretnej książki nie polecam, ale może w Twoim przypadku będzie inaczej niż u mnie, póki co nie widziałam innej negatywnej recenzji.

      Usuń
  8. Kurczę, nie do końca przekonują mnie książki o górach. Mam wrażenie, że promuje się je poprzez ludzkie tragedie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca rozumiem, co nasz na myśli. Możesz doprecyzować?;)

      Usuń
    2. Po miesiącu odpowiadam - ale odpowiadam.
      Ten temat zazywczaj wypływa przy okazji jakichś tragedii w górach - śmierci, zaginięć... I nagle wysyp publikacji o tematyce górskiej.

      Usuń
    3. Z jednej strony rozumiem teraz, co masz na myśli, z drugiej tak się zastanawiam, czy to nie jest trochę kwestia naszego odbioru - bo może być tak, że książki są wydawane, tylko my nie zwracamy na te tytuły zazwyczaj uwagi, z trzeciej strony może być też tak, że promocja jest inna po jakiejś tragedii i wtedy o nich więcej słyszymy.

      Usuń
  9. Szkoda, że wypadło tak słabo. Temat jest bardzo ciekawy, ale chyba faktycznie gdy bierze się taką książkę do ręki, oczekuje się czegoś innego. Osobiste przemyślenia autora i dygresje mogą popsuć radość z lektury, gdy jest ich zbyt dużo i w dodatku nie dają tego, czego jako czytelnicy oczekujemy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Temat himalaizmu nie jest mi obcy, a po wpisach Froni w trakcie wyprawy wiem, że styl autora przemówi do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mam właśnie odwrotne odczucie niż ty. Ale może to kwestia tego, że lubię taki styl pisania, lubię prozę poetycką i mnie zachwycały metafory, jakich używał w książce. Poza tym o samym wspinaniu na ośmiotysięczniki wiem już trochę, więc kolejne fakty by mnie znużyły. I wlaśnie rozdział o K2 dla mnie był najgorszy, bo wszystko to już wiedziałam z profilu wyprawy, z gazet itp.
    Ale zgodzę się, że może to nie najlepsza pozycja dla osób, które nigdy wcześniej zbyt dużo o górach nie czytał. raczej dla tych, co czują ten klimat.
    Jeśli się nie zraziłaś do tego typu książek, to polecam "Annapurna, góra kobiet". Moim zdaniem super opisana krok po kroku wyprawa. I zachęcam do spotkania z Fronią na żywo - opowiada naprawdę super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zraziłam się, po poleconą książkę na pewno sięgnę:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

Aline Ohanesian - Dziedzictwo Orchana

Peety. Pies, który uratował mi życie.

Katarzyna Berenika Miszczuk - Ja, anielica [recenzja]

Obserwatorzy