Jolanta Kosowska - Wróć do Triory / O przeznaczeniu i zbiegach okoliczności /

Mogłabym napisać, że ta książka była mi w pewnym sensie przeznaczona. Kiedy w ubiegłym roku czytałam Pensjonat pod świerkiem, zwróciłam uwagę na opowiadania Jolanty Kosowskiej i miałam zamiar kiedyś przeczytać jakąś jej książkę. Zamówiłam Wróć do Triory i co się okazało? Bohaterem tej historii jest postać, o której czytałam właśnie w Pensjonacie. Ta sytuacja ciekawie obrazuje to, o czym jest opowieść - o dziwnych zbiegach okoliczności, które niektórzy nazwaliby przeznaczeniem. 

Od niedawna bezrobotny Marcin decyduje się podjąć pracę jako korepetytor Filipa, który po stoczeniu się przez narkotyki nie podźwignął się póki co z kolan, i najwyraźniej nie ma jeszcze takiego zamiaru. Trochę wbrew sobie główny bohater mimo wszystko nie rezygnuje tak szybko z pracy z Filipem, choć ciężko nazwać nauczaniem przebywanie w jednym pomieszczeniu z destrukcyjnym nastolatkiem. Szansą dla chłopaka byłoby spotkanie z byłym przyjacielem, jego autorytetem i nauczycielem gry na fortepianie, które dochodzi do skutku dzięki Marcinowi, a on sam wkrótce przekonuje się, że świat jest naprawdę mały. Jego onkolog prosi go o pomoc - nalega, by spotkał się z pewnym chorującym na ziarnicę pianistą. Tym samym, do którego zaprowadził Filipa. A to jeszcze nie koniec niespodzianek...

Główny bohater jest postacią wyjątkową, by nie powiedzieć specyficzną, i żeby zrozumieć fabułę i pobudki, jakie nim kierowały, trzeba się mu bliżej przyjrzeć. Marcin zaraz po maturze musiał zmierzyć się z rakiem jądra. Straszne doświadczenie, ale wyszedł z niego obronną ręką, ułożył sobie życie, miał zamiar się oświadczyć. Wtedy przyszła wznowa, która go złamała, ale podniósł się i z tego. Piszę o tym z tego względu, że te doświadczenia miały wpływ na to, jakim był bohaterem - nastawionym na dawanie, otwartym na ludzi, trochę ryzykantem spod znaku "ok, zróbmy to", a nie "a co ja będę z tego miał?". Taki ktoś siedzi z walącym godzinami płytami CD w ścianę Filipem. Taki ktoś spotyka się z Jakubem przypominającym mu o najgorszych koszmarach z własnego życia. Taki ktoś decyduje się pomóc w gruncie rzeczy obcym ludziom całkiem bezinteresownie. Finał tej historii będzie miał miejsce w Triorze - malutkiej mieścinie, która żyje swoją przeszłością. Dlaczego akurat tam?
W tej książce poza wątkiem walki z chorobą i uzależnieniem, który autorka jako lekarka oddała na pewno bardzo wiernie, dużą rolę odgrywa wiara w istnienie rzeczy nie do końca dających się objąć rozumem. Triora naprawdę do dziś żyje makabrą, którą zafundowała im Inkwizycja w XVI wieku. Jolanta Kosowska wykorzystała tę historię do przedstawienia w pewien sposób prawdy, że przeszłość żyje w nas i ma na nas wpływ. Nie ma tu wielkich zwrotów akcji, miłosnych uniesień czy brutalnych scen, jest zwykłe, choć doświadczone chorobami życie, doprawione szczyptą czegoś nierealnego. Z tej klimatycznej, niespiesznej opowieści płynie proste przesłanie - nie wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć. Nawet nie trzeba w to wierzyć. Czasem wystarczy z tym po prostu nie walczyć.

Wróć do Triory zainteresuje z pewnością niejednego czytelnika. Ciebie też? 


Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Novae Res.



Komentarze

  1. Muszę przyznać, że jestem zachęcona. To może być ciekawa, lekka lektura na letni czas! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Póki co mam ochotę jednak na te książki z miłosnymi uniesieniami - przedślubny klimat już mi się udziela, nie w głowie mi choróbska, więc książce tymczasowo mówię "nie" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Wróć do Triory" stała się jedną z moich ulubionych książek. Cieszę się, że mogłam po nią sięgnąć. Czy Ciebie też tak zauroczyła Triora?

    http://carrrolinax3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwykle nie sięgam po książki tego typu, ale ta opowieść... mnie kusi. Mam wrażenie, że jest czymś więcej niż czytadłem dla zabicia czasu. A zbiegi okoliczności faktycznie mają miejsce, cóż, świat jest mały :D Zapisuję sobie tytuł!
    Pozdrawiam,
    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaintrygowałaś mnie. Przeszłabym pewnie obok tej książki zupełnie obojętnie (co gorsza pewnie to już nawet zrobiłam), a wygląda na to, że ta pozycja jest znacznie lepsza i ciekawsza niż myślałam. :) Rozejrzę się za nią!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

Aline Ohanesian - Dziedzictwo Orchana

Peety. Pies, który uratował mi życie.

Katarzyna Berenika Miszczuk - Ja, anielica [recenzja]

Obserwatorzy