Jessie Burton - Marzycielki


Dla dwunastu kalijskich księżniczek tragiczna śmierć ukochanej matki była dopiero początkiem pasma nieszczęść, które miały na nie spaść. Z samej żałoby pewnie bez problemu wspólnie by się podniosły, z tym że ich ojciec... On miał zamiar im pomóc w tym, żeby przeżywały śmierć matki na jego modłę, ale nie tylko w tym. Królewny nie zachowywały się tak, jak powinny. Jakieś lekcje, badania, mrzonki o zaawansowanej edukacji - jaki mężczyzna będzie chciał taką pannę za żonę? Król postanowił chronić księżniczki przed staropanieństwem, dlatego zakazał im dotychczasowych aktywności i zamknął je w jednej sypialni, gdzie miały robić to, co pannom przystoi, czyli myśleć o zamążpójściu. Biedny ojciec kompletnie nie znał swoich córek (prawdę mówiąc, to w ogóle nie znał się na kobietach). Jeśli myślał, że może zapanować nad nimi zamykając je pod kluczem, srogo się mylił. Dziewczęta nie na darmo miały wyobraźnie.
Bo choć niektóre rzeczy istnieją poza naszym zasięgiem, nie oznacza to wcale, że są nieprawdziwe.
Jessie Burton zachwyciła mnie "Muzą", którą uważam za jedną z lepszych przeczytanych przeze mnie książek. Widząc zapowiedź Marzycielek nie zastanawiałam się nad tym, o czym będzie ta baśń, po prostu przy pewnych autorach bierze się wszystko w ciemno. Historia tu przedstawiona jest oparta na podobnym motywie co "Stańcowane pantofelki" braci Grimm; kto zna tę baśń, będzie wiedział co księżniczki wykombinowały zamknięte w czterech ścianach (z tym że u Burton obyło się bez brutalnych rozwiązań). Motyw motywem, ale na tym zbudowana jest opowieść pełna aktualnych treści.

Najogólniej rzecz ujmując, Burton Marzycielkami porusza problem równości i praw, które często pozostają tylko pustymi hasłami. Można uśmiechnąć się pod nosem czytając o przeznaczeniu kobiety do bycia żoną i ograniczaniu jej do tej roli, ale można też rozejrzeć się wokół siebie i zastanowić, czy nie ma w tym ziarna prawdy. W tej baśni nie ma nic z wojującego czy niewojującego feminizmu, jest tylko historia tym, że czasem trzeba się postawić, zawalczyć o swoje i nie wątpić we własne umiejętności. Mimo że to postacie kobiece zdecydowanie tu dominują, a główna postać męska jest delikatnie rzecz ujmując mało przyjazna, ciężko byłoby się w tej opowieści dopatrzeć skrajności, która mogłaby w jakikolwiek sposób dziecku zaszkodzić w odbiorze.

Autorka nie tylko snuje swoją opowieść pięknym, ujmującym językiem, zwraca się też często bezpośrednio do czytelnika, co jeszcze bardziej wciąga do i tak wciągającego świata Kalii. W tej krainie co prawda jest król, zamek i są księżniczki, ale jest też samochód wyścigowy, areoplan, jazz i weterynaria - realia są zatem wystarczająco współczesne, by dzieci mogły poczuć się tam jak u siebie. Do tego każda z dwunastu księżniczek ma inne zainteresowania, dlatego dziecko może się śmiało z którąś z nich utożsamić, ba, sama odnalazłam w jednej z nich siebie (jednak z pewnych rzeczy się nie wyrasta:)).

Podsumowując, Marzycielki to pięknie ilustrowana i opowiedziana baśń o sile, którą trzeba i warto w sobie odnaleźć, żeby żyć po swojemu. Na pewno pomaga w tym wyobraźnia, a tę rozwija się przy czytaniu książek, zwłaszcza takich.

Egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Literackiego.
Ilustracje: Angela Barrett
Przełożył: Łukasz Małecki
cytat strona 150.

Komentarze

  1. Tak właśnie myślałam, że zarys fabuły coś mi przypomina, chociaż historię dwunastu księżniczek znam tylko z wersji jednej z produkcji o Barbie :) Uwielbiałam tę historię (przynajmniej tak przedstawioną) jako dziecko, więc dobrze wiedzieć, że jest jeszcze całkiem podobna książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też z córką oglądałam te Barbie księżniczki, ale przed podaniem recenzji poszperałam, bo miałam przeczucie, że ta bajka na czymś się opiera ;)

      Usuń
  2. O tak! Tez mnie zachwycila Muza, wiec ta basn biore w ciemno ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama bym poczytała, choć mam kilka lat więcej niż grupa docelowa. Tak myślę ;)
    I myślę też, że wiele osób (chyba nawet więcej kobiet niż mężczyzn) strasznie boi się samego hasła "feminizm". Niepotrzebnie. Uważam, że trzeba odczarować tę wąsatą wredną babę we flanelowej koszuli ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się wydaje, że z zarysu fabuły część osób mogłaby powiedzieć "eeee, jakieś feministki to pisały" i to w takim znaczeniu słowa feminizm, które z feminizmem nie ma nic wspólnego. Dlatego chciałam zaznaczyć, że to nie jest jakiś manifest czy inna ideologia, po prostu bajka dla dziewczynek, żeby nie dawały sobie w kaszę dmuchać XD

      Usuń
  4. Po przeczytaniu Twojego tekstu dodałam sobie "Marzycielki" na półkę "chcę przeczytać", na LC i mam nadzieję, że uda mi się ją kiedyś dorwać i przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Już mi się podoba. Troszkę teraz kobiety przesadzają z feminizmem; z wszystkimi wojują i mało jest takich zwyczajnych książek z przesłaniem dla naszej płci bez żadnego podtekstu. Wstyd, ale nie czytałam braci Grimm, więc ciekawi mnie co wykombinowały dziewczyny... może uchylisz rąbka tajemnicy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, mnie się wydaje że nie tyle przesadza się z feminizmem, co źle się go rozumie i widzi się go tam, gdzie go nawet być może nie ma;) i to wcale może nie być wina feministek ;)
      A co do książki to nie zdradzę, taka jestem zołza, ale Grimmowie są chyba na wolnych lekturach. A tak na szybko można też po prostu wpisać Stańcowane pantofelki w guglach i wyskoczy streszczenie xd

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

7 błędów, które popełniłam w ciągu dwóch lat prowadzenia bloga książkowego

Mario Puzo - Ojciec chrzestny [recenzja]

Truchlałam w środku. Luke Dittrich - Eksperyment [recenzja przedpremierowa]

Obserwatorzy