Marta Kieniuk-Mędrala - Rozmiar szczęścia nie daje. O zaburzeniach odżywiania i nie tylko


Ile razy obiecywałaś sobie, że już od jutra, od poniedziałku, od zaraz bierzesz się za siebie - ćwiczenia i zdrowe odżywianie miały być twoją drugą naturą? Ile fit trenerek zaczęłaś obserwować, ile rad przeczytałaś, ile z nich wcieliłaś w życie?  Myślę, że zdecydowana większość czytających te słowa odpowie, że przynajmniej raz. Marta też chciała schudnąć. Marta zaczęła się odchudzać. Marta wpadła w poważne tarapaty, i żeby przestrzec inne kobiety przed pułapkami podążania za idealną sylwetką, napisała tę książkę.

Jak przystało na perfekcjonistkę, nie weszła do fit świata na pół gwizdka. Idealnie skomponowane posiłki, ćwiczenia sześć razy w tygodniu i absolutny brak odstępstw od normy zaowocował spektakularnym spadkiem wagi. Spadkiem tak imponującym, że została wyróżniona u jednej z fit trenerek, a jej przemiana została opublikowana na popularnym fanpage'u. Zresztą autorka sama prowadziła stronę, na której zachęcała do zdrowego stylu życia i dzieliła się tam motywacją z innymi ćwiczącymi. Czy rozmiar XS i kaloryfer na brzuchu dał Marcie szczęście?

Chyba nietrudno się domyślić jaka jest odpowiedź, skoro podtytuł tej książki to "o zaburzeniach odżywiania i nie tylko". Ta książka to bardzo osobisty, bardzo poruszający opis tego, jak łatwo można przekroczyć cienką linię dzielącą zdrowy styl życia od tego, co ze zdrowiem nie ma nic wspólnego. O tym, że wiele z nas, kobiet, goni za jakimś ideałem, czy to sylwetki, czy stylu życia, a ta pogoń kończy się dla nas zadyszką. Albo odpuszczamy, podświadomie albo i całkiem świadomie czując się przez to gorsze, brzydsze; albo wierząc w to, że hasła - przekraczaj swoje granice, możesz więcej, mocniej - mają pokrycie z rzeczywistością, biegniemy dalej. Jak pokazuje historia Marty, przekroczyć granicę wytrzymałości można, owszem. Tylko czy aby na pewno warto?


Książka została podzielona na rozdziały, które kolejno przedstawiają etapy jej walki najpierw z nadwagą, a potem z zaburzeniami odżywiania - ortoreksją, anoreksją i bulimią. Od czasu do czasu w tekście pojawiają się stare wpisy z fanpage'a, które z jednej strony dają obraz tego, czym Marta wtedy żyła; z drugiej, wzbogacone o jej komentarz po przejściach, nabierają innego wydźwięku. Tej pozycji według mnie nie należy traktować do końca jako poradnika, chociaż znajdziemy w niej też jego elementy. Rozmiar szczęścia nie daje to przede wszystkim historia osoby, która pokazuje prawdziwe skutki pogoni za nieprawdziwym ideałem, napisana po to, by ktoś inny na jej przykładzie miał szansę się w porę zreflektować i zawrócić. 

 Tak więc zanim wyrzucisz z kuchni wszystkie niezdrowe produkty, a na lodówce przykleisz zdjęcie idealnego ciała, do którego chcesz się upodobnić - koniecznie przeczytaj tę książkę. Szaleńczy pęd za wymarzonym rozmiarem ma to do siebie, że bardzo łatwo przegapić w nim metę. Autorka sama się o tym przekonała.

Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Novae Res.

Recenzja przedpremierowa.

Komentarze

  1. Dobrze, że powstają takie książki. Gratuluję autorce wyjścia z problemów, niestety w dzisiejszych czasach kult ciała jest coraz częstszy ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą, takie książki są potrzebne.

      Usuń
  2. Najważniejsze. to na początku wyznaczyć sobie cel. Nie uważam, żeby moda na bycie fit była czymś złym. Wielu osobom otwarła oczy i uratowała je przed ciężkimi chorobami. Warto jednak jak we wszystkim innym, też i w byciu pozornie zdrowym - wysportowanym, odżywiającym się zdrowo - zachować umiar. I pamiętać, że zdrowia nie da się ocenić tylko po wyglądzie zewnętrznym, że niezbędne są regularne badania i kontrole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiar to złoty środek - przesada ani w jedna, ani w drugą stronę nikomu nie będzie służyć. A regularne badania są nie do przecenienia.

      Usuń
  3. Widziałam ten tytuł i myślę, że wpadnie prędzej czy później, bo zwykle nie odmawiam sobie takich książek. Temat jest jak najbardziej aktualny, a nawet wymaga coraz większego przepracowania. Takkie książki może nie do końca są poradnikiem, ale wsazaniem, że coś się dzieje. I dla niektórych może odpowiedzią, że można coś z tym zrobić :)

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. W modzie na fit świat warto przyjrzeć się mu z różnych stron. Ta książka na pewno w tym pomaga.

      Usuń
  4. Sama zmagam się z zaburzeniami odżywiania. Jestem niska, więc jak tylko zjem pełny posiłek czuję się tłusta. Przy moim śmiesznym wzrośnie 155 cm, kiedy waga wskazuje 40 kg, włącza mi się alarm: czas schudnąć. I ponownie zaczynam głodówki, w których dziennie jem 1 skromny posiłek, najwyżej 2 przy dużej aktywności fizycznej. Ale dobrze mi z tym, nawet jeśli przepłacam to zdrowiem. Kiedy widzę te wszystkie gówniary z mojego miasta, które wpatrzone w Sanoczankę Chodakowską, same chcą być takie same i się odchudzają, to zwyczajnie robią mi kompleksy. Baba przy wzroście powyżej 170 może jeść jak świnia (jeśli nie dobiega jeszcze 30 i ma inny metabolizm), a i tak wygląda jak modelka. Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, ile daję wzrost. Więc jak pytają mnie o wagę, a ja mówię 35 kg i tylko kręcą głowami, to mówię: dobra, ale ile ja mam wzrostu? I się zatykają. Przepraszam, że się tak spisałam, ale ten temat przewija się w moim życiu codziennie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, nie wiem nawet co powiedzieć, bo doradzanie czegokolwiek przez internet nie jest w ogóle sensowne. Powiem tak - ta książka jest dla ciebie, warto byłoby ją preczytać.

      Usuń
  5. Miałam taki etap w życiu, że też zaczęłam mocno się odchudzać, ćwiczyć i wciąż myśleć o komponowaniu posiłków, fit diecie itd. Skutek? Schudłam, byłam zadowolona, ale długo nie wytrzymałam w reżimie i przytyłam z nawiązką. Nie grożą mi zaburzenia odżywiania typu anoreksja czy bulimia, ale też zauważyłam, że wpadłam w pułapkę pogoni za chudością. A teraz naprawdę mam nadwagę i wiele bym dała za wagę wyjściową, z którą walczyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mamy dokładnie tak samo. Też już kiedyś miałam prawie zaczątki kaloryfera (bo umówmy się, żeby zrobić sobie tarkę trzeba mieć więcej samozaparcia niż ja miałam;)), a teraz bym chciała ważyć tyle co wtedy, jak zaczęłam "dbać o siebie" ;p

      Usuń
    2. Piąteczka! Teraz musimy jakoś znaleźć złoty środek do celu :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

Peety. Pies, który uratował mi życie.

5 cech dobrej książki

Jessie Burton - Marzycielki

Obserwatorzy