Katarzyna Grzegrzółka - Odium / Po prostu aż brak mi słów


W miejskim lasku zostają odnalezione zmasakrowane zwłoki kobiety. Charakter obrażeń wskazuje na mordercę, który żywił do swojej ofiary silną nienawiść. Obok ciała policja znajduje kartkę z niewyraźnym napisem. Śledztwo przejmuje komisarz Jan Bury, czy uda mu się znaleźć sprawcę?

Blurb, który zapowiadał interesujący kryminał, w połączeniu z klimatyczną okładką skusił mnie do sięgnięcia po Odium. Jeśli ktoś czyta moje wpisy regularnie, to już po pierwszym akapicie tego tekstu może wywnioskować, jakie wrażenie zrobiła na mnie ta książka. Okazało się, że jest równie żywa jak trup, o którym mowa w opisie, i równie mocno zmasakrowana. Po prostu aż brak mi słów by opisać, jak bardzo nie obeszła mnie cała fabuła i nawet nie wiem, od czego powinnam zacząć wymienianie elementów, które mi w tej książce nie podeszły.

Jednak skoro to kryminał, to zacznę od śledztwa i od razu uprzedzam, że w tekście mogą pojawić się spoilery. Całe dochodzenie, które niby prowadził Jan Bury, mogę streścić jego słowami "Mam tylko nadzieję, że lada moment to wszystko się rozwiąże" - bo pan komisarz ewidentnie postanowił dać mordercy tyle czasu na mordowanie, ile tylko potrzebuje i poczekać aż skończy, by wtedy sprawa "się rozwiązała". Nie ma sensu wymieniać wszystkich błędów, które zostały popełnione przez ekipę śledczą z Warszawy, ale muszę napisać chociażby o tym, że mając wytypowanego mordercę Bury nie zlecił jego obserwacji, i o tym, że ofiara miała znak szczególny na czole (przy ponoć zmasakrowanej twarzy) i śledczy nie wykorzystali tego faktu w ustalaniu jej tożsamości. Najlepsze jest jednak to, że (tu pojawi się spoiler, by go odczytać, zaznacz tekst kursorem) choć ofiara została brutalnie zmasakrowana, co świadczyło o silnym wzburzeniu sprawcy, zgwałcona, a na jej ciele znaleziono spermę; śledczy całkiem poważnie biorą pod uwagę kobietę z naciąganym motywem jako sprawcę, i to na samym końcu książki! Co do mordercy, to choć Sherlocku nie powie do mnie nikt nigdy, to byłam na 100% pewna, który to bohater już po kilkudziesięciu stronach. Całe to śledztwo mówiąc wprost robiło na mnie wrażenie jakiegoś żartu, dlatego choć emocje były jak na grzybach, to przynajmniej było zabawnie.

A jeśli już jesteśmy przy temacie humoru, to nie sposób pominąć jakże naturalnych i w ogóle niebrzmiących sztucznie wypowiedzi głównego bohatera, bo sami przyznacie, że nie sposób nie zaśmiać się czytając takie zdanie "pozwolicie, że się oddalę, aby wypełniać obowiązki służbowe", czy poznając myśl komisarza na temat mordercy "Czy na tym już zakończył swoją krwawą szarżę?". Generalnie dialogi w tej książce leżą i nawet nie próbują wstawać, ale nie tylko one. Większość bohaterów jest przedstawiona przez pryzmat stanu cywilnego, liczby posiadanych bądź nie dzieci, wyglądu i tego, czy mają powodzenie u płci przeciwnej. A że bohaterów nie ma zbyt wielu, to w ten sam sposób poznajemy na przykład postać szefa Pracowni Badań Antroposkopijnych, który wygłasza w tej książce całe dwa wyrazy "Odbierz e-maila". I nie, to nie był wcale przełomowy moment tego żartu śledztwa. Podobnie sprawa ma się z dokładnymi opisami czynności bohaterów (ach, gdyby tak Bury był chociaż w połowie równie drobiazgowy!), czy powtórzeniami - imię Aśka padło na przykład na stronie 178 w pierwszym akapicie cztery razy, i tyle samo zdań liczył ten fragment. A najistotniejszym elementem Odium była chyba pogoda, bo przez naprawdę sporą ilość czasu czytałam na tych trzystu stronach czy akurat mżyło, czy padało, czy zanosiło się na deszcz, a że była jesień, to zaiste deszcz był prawdziwą anomalią pogodową, której trzeba było poświęcić wzmożoną uwagę.

Wisienką na torcie był jednak finał, gdzie skumulowała się niekompetencja śledczych, naciągany motyw zbrodni i po prostu śmieszny styl wypowiedzi postaci; w zamyśle miał być chyba poważny i patetyczny, ale no cóż, ewidentnie nie wyszło. W efekcie gdy skończyłam czytać ostatnie zdanie, śmiałam się już w głos. Mimo wszystko nie żałuję przebrnięcia przez Odium, w którym brutalność miała chyba nadrobić za wszystkie inne elementy gatunku. Teraz dużo bardziej doceniam te wszystkie dotychczas poznane kryminały.

Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Zysk i S-ka.

Komentarze

  1. Myślę, że zapoznam się z nią w swoim czasie. Zaintrygowało mnie najbardziej to, że śmiałaś się w głos na sam koniec :)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  2. Po tę książkę z całą pewnością nie sięgnę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio często sięgam po książki polskich autorów trafiając na wiele ciekawych pozycji. Widzę jednak, że czasami zdarza się i literacki bubelek ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Okazało się, że jest równie żywa jak trup, o którym mowa w opisie, i równie mocno zmasakrowana". Zabawnie to napisałaś. :) Dzięki za ostrzeżenie. Może ta autorka nie została stworzona do pisania kryminałów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No według mnie ludzie stworzeni do pisania kryminałów piszą je inaczej ;)

      Usuń
  5. Ubawiłam się, czytając Twoją recenzję, chociaż domyślam się, że tobie w trakcie lektury książki aż tak do śmiechu nie było, a przynajmniej nie przed finałem :). Rany, jaka ta powieść musi być kiepska, wolę aż się nie zastanawiać nad tym zbyt długo, ale powala mnie "logika", na podstawie której wciąż brano pod uwagę, że mordercą może być kobieta. Nienaturalne dialogi to też katastrofa, bo zamiast skupiać się na historii, czytelnik tylko myśli jakie te rozmowy sztuczne i bezsensowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej logiki było tyko w tym konkretnym wątku więcej, ale już nie chce nawet więcej spoilerować, to i tak komu ma wystarczyć, to wystarczy ;)

      Usuń
    2. Mnie wystarczyło do tego, żeby z czystym sumieniem odpuścić sobie książkę, ale chętnie dowiem się jakie jeszcze kwiatki się w niej kryją :)

      Usuń
  6. Zawsze mnie bawiły polskie kryminały, dlatego przestałam je czytać. Komisarze są przedstawiani jako ci geniusze, twardziele, a sypią tekstami niczym z telenoweli. Często pisarze starają się ładnie układać zdania, a zapominają, że nikt tak naprawdę nie posługuje się takim pakietem.
    I jeszcze te błędy i "odkrywcze myśli"... a kiedy to wszystko zawodzi, łącznie z bohaterami, to naprawdę nie ma się czego chwycić, choćby się bardzo pragnęło.
    Okładka przykuwa wzrok, graficy się postarali, nie ma co, ale to pewnie jedyna zaleta tej szmiry.
    Jak sięgać po polską literaturę kryminalną, to tylko dla śmiechu:D
    Rzetelnie i wspaniale napisana opinia. Widzę, że wena wróciła, chociaż mi wszystkie Twoje posty bardzo dobrze się czytało.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka i opis to jak dla mnie jedyne zalety tej książki.
      Dziękuję;*
      A z polskimi kryminalami nie jest chyba tak źle, chociaż zazwyczaj sięgam po zagraniczne, ale nie celowo, jakoś tak wychodzi;)
      Pozdrawiam również!;)

      Usuń
  7. Przy tych przykładach wypowiedzi bohaterów sama się zaśmiałam :D Matko kochana, kiedy spotykam się z właśnie takimi tytułami, to czasami zastanawiam się, co wydawcy właściwie chcieli uzyskać, wypuszczając je na rynek :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Pojechałaś po książce po całości, ale podobała mi się Twoja recenzja! Wcale (ani ociupinkę) Ci się nie dziwię bo sama dostaję spazmów czytając podobne dialogi (to się nawet źle czyta). Książkę sobie daruję, bo jednak dość osobliwe jest śmiać się przy kryminale. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię czytać kryminały, ale te dobre. Skoro ten nie należy do nich, to myslę, że szkoda mojego czasu :(
    Pozdrawiam i dziękuję za szczerą recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A wiesz, że z tym pomysłem podanym w spojlerze to nie jest takie głupie? W jednej z książek Yrsy Sigurdardottir jest podobny motyw, tyle, że zamiast "białka" był żel aloesowy i to strasznego ćwieka wbiło ekipie prowadzącej śledztwo. Skąd ten aloes? Ale ogółem idea trzymała się kupy :)

    Z przykładów dialogów uśmiałam się tak, że aż mi się zachciało przeczytać więcej. Ale kupować nie zamierzam, może najwyżej podepnę się pod jakiego "buktura" albo inną wymianę. Tyle, że nie mam równie atrakcyjnych książek na wymianę... Same fajne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, słowa bym nie powiedziała, gdyby te orły choć słowem się zająknęły że to "białko" może być podrzucone (ostatecznie takiej przemocy może też dopuścić się kobieta na tyle zmotywowana, żeby skierować podejrzenia na mężczyznę). Ale nieeee, "śledczy" po prostu beztrosko całkowicie pominęli fakty, tak po prostu zapominając o śladach. Zresztą naprawdę, w tych ich wyjaśnieniach są dziury jak leje po bombie.
      Może w bibliotece upolujesz?;)

      Usuń
    2. Oj tam oj tam ;) Po co się starać i kombinować, kiedy można po prostu udać, że nie było tematu (śladów, wzmianek etc.). Może czytelnik nie będzie pamiętał.

      Może kiedyś. Na razie mam tyle na regale nieprzeczytanych książek, że nie spieszy mi się do łowów na taką, która zapowiada się... średnio ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

Peety. Pies, który uratował mi życie.

5 cech dobrej książki

Jessie Burton - Marzycielki

Obserwatorzy