Jakub Małecki - Nikt nie idzie



Takie rzeczy czasem po prostu się zdarzają, przeczytamy w tej książce. Zdarza się śmierć, niepełnosprawność, zaginięcie i starość. Zdarza się choroba, zła decyzja, zdarza się samotność, rozstanie ze złymi słowami na ustach. Zdarza się, że jakąś drogą nikt więcej nie idzie, i o tym jest najnowsza książka Jakuba Małeckiego.

Olga pewnego dnia zobaczyła mężczyznę, a raczej dziecko zaklęte w dorosłej postaci. Nie mogła przestać o nim myśleć, przez co gdy spotkała go po raz drugi w tragicznych okolicznościach, poszła za nim i wzięła go do siebie.
Tak po prostu.
Nie postąpiła zbyt roztropnie.
Nie znaczy to, że źle. Nie znaczy też, że dobrze.
Czy to spotkanie w ogóle będzie coś znaczyło? A jeśli tak, to ile i dla kogo?

Jak dotąd czytałam dwie inne książki autora, Dygot i Ślady, które łączył między innymi klimat małej, zamkniętej społeczności. W Nikt nie idzie akcja toczy się w Warszawie, i według mnie tym razem coś pod tym względem nie wyszło, a w każdym razie wyszło gorzej niż w małomiasteczkowych klimatach, które same w sobie mogły robić za kolejnego bohatera. Tym razem miejsce akcji było po prostu bezimienne. 

Co do postaci, każda z nich to nawet nie bohater, to osobny świat, do którego zaglądamy i możemy się mu uważnie przyjrzeć. Te światy są nam mniej lub bardziej znane, doświadczamy podobnych bolączek i trawią nas podobne lęki. Jest tylko jeden wyjątek - tak naprawdę nie zajrzymy do głowy autystycznego(?) Klemensa. Choć jego świat zdaje się najwęższy, najuboższy i najprostszy, to, no właśnie - tylko tak się zdaje. To Klemens najsilniej oddziałuje na innych. W tym na czytelnika.

Jakub Małecki perfekcyjnie "czuje" ludzi i targające nimi emocje, co potem oddaje w dialogach swoich bohaterów, ich gestach i decyzjach. Do tego czaruje słowem, tym prostym, zwykłym, przez co trafiającym jeszcze mocniej do głowy. Czytanie jego książek to w zasadzie nie jest rozrywka, to pewnego rodzaju spotkanie. Takie, do którego wypada się przygotować i nastroić na refleksyjną lekturę, w której nikt nas nie będzie zabawiał, za to, jeśli zechcemy, da nam tematów do przemyśleń.

Takie rzeczy czasem po prostu się zdarzają powtórzone zostało zbyt wiele razy w tej książce, chyba celowo, bo czy nie zbyt często właśnie tak tłumaczymy sobie kruchość życia? Przecież wystarczy jeden nierozważny ruch, by rozbiło się nieodwracalnie. Na szczęście czasem wystarczy tylko jeden, by móc coś naprawić. 

Tekst powstał przy współpracy z portalem Zażyj Kultury.

Komentarze

  1. Lubię specyficzny klimat książek Małeckiego, więc na pewno, prędzej czy później, sięgnę również po ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Małecki mnie nudzi. Widać, że w jego książkach nie zmienia się zupełnie nic. "Dygot" i "Ślady" były do siebie podobne, "Rdzy"nie czytałam, choć już sam opis wydał mi się zbyt małecki. Tym razem też odpuszczam, bo jak znowu przeczytam książkę o tym, że zdarzają się choroby, śmierć i zło, to wybuchnę. Niech ten człowiek wreszcie przestanie zjadać swój ogon!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uufff, powiało chłodem!;) Tu chyba próbował coś zmienić, bo i miejsce przeniesione do metropolii, i realizmu magicznego nie ma, ale nie wyszło to na plus. Mnie jeszcze nie znudził, ale rozumiem, dlaczego możesz nie chcieć sięgać po kolejne tytuły ;) Faktycznie tematyka podobna.

      Usuń
  3. A mnie, jak już wiesz, dosyć rozczarowała. Klemens w ogóle mnie nie poruszył, a już zabranie obcego niepełnosprawnego człowieka do domu, szczyt bezmyślności, jest niesamowicie wydumanym pomysłem. Zgadzam się natomiast z przedmówczynią. Małecki stał się nudny. Wszystko w jego książkach jest podobne, żeby nie napisać takie samo. Ale to też już wiesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz jestem ciekawa, czy Rdza, po którą planuję sięgnąć nie będzie dla mnie tym, czym dla ciebie i Olgi fabuła Nikt nie idzie. Bo Dygot czytałam ponad rok temu, a Ślady jeszcze wcześniej, a jeśli teraz w krótkim odstępie czasu przeczytam książkę podobną, to może być problem. Zobaczymy :)

      Usuń
  4. A więc książka nie stroni od ciężkich tematów, a zarazem porusza. Lubię dobre kreacje bohaterów i widzę, że autor musiał włożyć w te wiele serca, skoro twierdzić, że widać iż czuje ludzi. Już kilkakrotnie ta książka gdzieś mignęła mi przed oczyma, ale nie planowałam jej czytać. Teraz wiem, że muszę się na pewno jeszcze raz zastanowić nad moim wyborem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawiłaś mnie swoją recenzją. Szczerze mówiąc wolę takie poważne, refleksyjne książki. Nie jeden raz czytałam o autystycznych dzieciach, zazwyczaj to byli chłopcy i w każdym przypadku, to oni najbardziej na mnie oddziaływali. Nie wiem czy to wynika z tej okropnej choroby, czy bohaterowie byli tak wykreowani, ale zawsze tak samo na mnie działali. Szkoda, że książka gorzej wypadła w Twoich oczach od poprzedniczek, ale recenzja jak zawsze świetnie napisana:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Klenensa i jego choroby, to nigdzie nie jest napisane wprost, że ma autyzm, stąd mój pytajnik, ale tak mi się wydaje. W każdym razie książka na pewno warta przeczytania, chociaż poprzedniczki według mnie były lepsze, to ci, którzy zaczęli z autorem od tej, byli w wiekszosci zachwyceni.
      Dziękuję i pozdrawiam;)

      Usuń
  6. Nie miałam jeszcze do czynienia z książkami Małeckiego, ale pod skórą czuję, że to nie moja bajka. Po prostu nie czuję tego typu klimatów, dlatego raczej nie będę tego zmieniać :)
    Aczkolwiek muszę przyznać, że okładkę widuję często, bo naprawdę zapada w pamieć.
    Pozdrawiam :)
    Kasia z niekulturalnie.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z Tobą co do klimatu, który nieco ucierpiał na przenosinach w granice wielkich płyt i wielkich skupisk ludzkich. Sam styl, samo emocjonalne opisanie wydarzeń, nie pozwalają jednak uciec od tak typowego dla Jakuba Małeckiego olśniewania językiem. Dlatego i u mnie oczko niżej ale jednak u samych szczytów :) Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta książka przewija mi się przed oczami bardzo często, ale jakoś nie mam ochoty na twórczość Małeckiego. Raczej nie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

7 błędów, które popełniłam w ciągu dwóch lat prowadzenia bloga książkowego

Mario Puzo - Ojciec chrzestny [recenzja]

Truchlałam w środku. Luke Dittrich - Eksperyment [recenzja przedpremierowa]

Obserwatorzy