Karolina Klimkiewicz - Wybacz mi / Kiedy nie powinnaś zamawiać książki...


Zamawiając egzemplarz do recenzji rzadko podejmuję ryzyko, staram się bardzo, aby wybrane tytuły miały jak największą szansę przypaść mi do gustu. W końcu ani mnie nie zależy na męczeniu się z książką, ani wydawcy na negatywnej opinii. Wybacz mi wybrałam z dwóch powodów - debiut autorki zbierał pochlebne opinie, a opis tej konkretnej książki był więcej niż zachęcający. Pomyślałam "czemu nie?" No i teraz już wiem, czemu nie powinnam była tego robić, a zainteresowanych zapraszam na prawdopodobnie najdłuższy tekst w historii tego bloga.

Dwudziestopięcioletnia Emilia została porzucona przez matkę, gdy miała tylko dwa latka, i nigdy nie pogodziła się z tym, że rodzicielka ją opuściła. Dlatego gdy nagle dostaje od niej list, a w nim prośbę o spotkanie w bieszczadzkim pensjonacie, nie waha się ani chwili i wyrusza by rozliczyć się z matką. Na miejscu zamiast odpowiedzi, dostaje jeszcze więcej pytań. Czy uda jej się zamknąć przeszłość?

Z opisu jak dla mnie wynikało, że książka będzie opowiadała o trudnych relacjach matki z córką, że nie zabraknie w niej pogłębionych porterów psychologicznych, wpływu takiego porzucenia na dziecko, może jakiegoś dramatu, który w jakiś sposób mnie poruszy i pozwoli zapamiętać tę książkę na długo. O ile z tymi pierwszymi elementami raczej nie wyszło, o tyle ten ostatni na pewno autorce wyszedł - tej książki nie zapomnę i to z kilku powodów.

Logika rzuciła wszystko i wyjechała w Bieszczady

Problemy zaczęły się już od początku, czyli od samej podróży do pensjonatu. Nasz delikatny kwiatuszek dociera do miejscowości o godzinie trzynastej, po czym przez pięć minut idzie, przystaje, znowu idzie jakiś kilometr, znowu idzie pięć minut i już jest na miejscu. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że wtedy już zmierzcha, a mamy połowę października. No ale ten kilometr być może szła kilka godzin, przecież od niesienia walizki ręce biedaczce mdlały i siniały... Już wtedy czułam, że wpakowałam się na minę, a to był dopiero początek, bo już w następnej scenie o poranku Emilia bierze prysznic. I z tego prysznica leci lodowata woda. Już pominę fakt, że przy centralnym ogrzewaniu woda nie ostygnie na tyle, by rano być "lodowata", a na pewno nie w październiku. Bardziej chodzi mi o to, że nasza bohaterka, dorosła kobieta w obcym miejscu, na strumień zimnej wody reaguje takim wrzaskiem, że słychać ją w całym pensjonacie (w którym swoją drogą gości aż jedno małżeństwo). Przejdźmy jednak dalej, bo ta książka ma naprawdę większe grzechy na sumieniu niż kilka dziur w logice.

Emilka, czyli jak stworzyć bohaterkę irytującą na każdym kroku

Głównym powodem dla którego przeklinałam, wzdychałam i śmiałam się w głos czytając Wybacz mi była nasza główna bohaterka. Jak rozumiem miała być w założeniu skrzywdzona przez los, z kompleksami, brakiem pewności siebie, nieco emocjonalna, krucha i delikatna. A jaka była? Przekonana o tym, że jest skrzywdzona przez los, zakompleksiona, niestabilna emocjonalnie, ciągle płacząca i najwyraźniej lubiąca biegać, bo niemal w każdym rozdziale rozmowę kończy właśnie w ten sposób - wybiegając z pomieszczenia. Miała wzbudzać współczucie, a wzbudzała jedynie irytację, politowanie i zażenowanie. Już samo założenie, że ponieważ matka ją porzuciła, to ona ma być aż tak pokiereszowana emocjonalnie, bo "nikt jej nie kochał i wszyscy ją odpychali" było jak dla mnie bzdurne, bo o ile miała oziębłego ojca, o tyle miała też świetne relacje z młodszą siostrą i macochę, która traktowała ją jak własną córkę. Branie otoczenia na sierotkę Marysię szło jednak Emilce bardzo sprawnie, bo wszyscy w bieszczadzkim pensjonacie skakali koło naszego delikatnego kwiatuszka niemal na palcach. Zwłaszcza wtedy, gdy po usłyszeniu pewnego wyznania padła zemdlona i przez dwa dni leżała nieprzytomna. Nie, nie powiadomili rodziny ani nie wezwali pogotowia, zamiast tego obecny w fabule lekarz szprycował ją lekami na uspokojenie. Ten chwyt miał pewnie łapać za serduszko, ale moje coś nie chciało reagować. Zamiast tego miałam przed oczami scenę, jak zakochany w niej mężczyzna zmienia jej pieluchy... No ale zostawmy logikę, idźmy lepiej dalej.

O czym to (nie) było

Czy ja pisałam, że tu miały być jakieś rozliczenia matki z córką czy tam córki z matką? No i były, gdzieś tam na trzecim planie upchane w opakowanie pod tytułem "mądrości życiowe Pałlo Koello", które nie miały w zasadzie wpływu na akcję. Ta bowiem składała się z ucieczek, płaczu, wybiegania z pomieszczeń i nadskakiwania otoczeniu Emilce. No i oczywiście prawdziwej miłości rodzącej się w kilka dni, bo przecież prawdziwa miłość między dorosłymi, całkowicie obcymi sobie ludźmi właśnie tak się rodzi, to oczywiste. Co prawda dostajemy wyjaśnienie, dlaczego matka porzuciła dziecko, ale szczerze - jak to przeczytałam, to ręce mi opadły. To znaczy opadły mi jeszcze niżej, bo tak ogólnie to działo się tak bardzo często, gdy bohaterowie otwierali usta.

Dialogi tak piękne, że aż sztuczne

Wyobraźcie sobie postacie, które ktoś nadział na takiego konkretnego kija, i one z tym kijem w za przeproszeniem dupie wygłaszają swoje kwestie. Dla mnie tak wyglądały postacie w tej książce, bo rozmowa zbudowana z takich wypowiedzi to raczej nie rozmowa:
Podążamy przez życie, nie wiedząc, co jest za rogiem. Nie znamy naszej przyszłości. Każdy chce być kochany i kogoś mieć. Próbujemy różnych smaków miłości, a jeśli mamy szczęście, spotykamy tę odpowiednią, dopasowaną do nas idealnie. Dopóki jej nie odnajdziemy, nie mamy porównania, nie możemy mieć pewności, że to ta właściwa". (str.187)
Poza tym autorka od czasu do czasu oddaje na chwilę głos innym bohaterom, i robi to chyba tylko po to, byśmy mogli zobaczyć naszą główną bohaterkę innymi oczami. Niestety, nic to nie zmienia w postrzeganiu jej, a innej wartości dla fabuły to nie miało. Jedynie te rozdziały poświęcone Matyldzie, matce Emilii, miały z punktu widzenia fabuły sens. Przynajmniej do momentu, w którym cała tajemnica porzucenia wyszła na jaw, bo sens wtedy postanowił prędko dołączyć do logiki.

Podsumowania nie będzie, za to mam pytanie do was: kto potrafi na pierwszy rzut oka ocenić, że meble kuchenne są wykonane z drzewa BUKOWEGO? 

Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Szara Godzina.

Komentarze

  1. Kurcze, aż się boję, bo sama wkrótce będę czytała tę książkę i teraz mam obawy przed lekturą.

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko... Będę unikać tej książki jak ognia piekielnego!

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka nie dla mnie, nie znoszę takich niedopracowanych tekstów. Strasznie przewrażliwiona ta bohaterka, skoro reaguje wrzaskiem na strumień zimnej wody. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jakbym ją potraktowała takim wiadrem zimnej wody, żeby się ogarnęła :p

      Usuń
  4. O matko, jak ja Ci współczuję! To musiała być naprawdę smutna przeprawa, skoro zareagowałaś tak obszerną negatywną recenzją. Przypomina mi to moje mierzenie się z "Zdobywcami oddechu" :P.
    Swoją drogą... bardzo mi się podobałaś w tym wrednym wydaniu :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, smutna nie, dość dużo się śmiałam przy czytaniu :p po prostu nienawidzę tego typu bohaterek. Jestem tu wredna, wiem, i nie czuję się z tym do końca komfortowo, ale jakoś inaczej nie potrafiłam o tej książce opowiedzieć.

      Usuń
  5. Dzięki za ostrzeżenie - aż mi się przypomniała moja lektura książki Agnieszki Lis pt. "Karuzela", bardzo podobne wrażenia miałam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooooooo, kocham takie szczere recenzje! Dzięki, że nie owijałaś w bawełnę. Książkę będę omijać szerokim łukiem.
    pozdrawiam
    polecam-goodbook.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, recenzje ma różne, może tobie akurat by się spodobała:) Moje wrażenia są niestety negatywne.

      Usuń
  7. Zdecydowanie będę unikać tę książkę szerokim łukiem. Dziękuję za ostrzeżenie i szczerą opinię.

    https://ksiazki-jak-narkotyk-zaczytana.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje zdanie to tylko moje zdanie, komuś innemu może jednak się podobać, co widać po recenzjach :)

      Usuń
  8. O nie! Do tej pory czytałam całkiem niezłe opinie, ale może były trochę na wyrost. Nie wiem czy zniosłabym taką bohaterkę i patetyczne dialogi, to chyba za dużo jak na raz. Jakoś nie ciągnie mnie do obyczajówek na tyle, by na razie próbować.

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też po przeczytaniu książki zerknęłam na inne opinie. Ja nie zniosłam ani bohaterki, ani tych sztywnych dialogów niestety :p

      Usuń
  9. Bardzo przyjemnie czytało mi się ten tekst, chociaż jest mocno krytyczny (nie wiem, może mam dzisiaj taki nastrój, że chętnie czytam w ten sposób zabarwione recenzje :D). W każdym razie już wiem, jakiej książki z pewnością unikać jak ognia, bo argumenty brzmią naprawdę sensownie ;) Kilka razy sama miałam ochotę śmiać się z tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się jak najlepiej uargumentować moją krytykę, skoro uważasz, że brzmi sensownie, to chyba mi wyszlo:)

      Usuń
  10. Debiuty faktycznie wiążą się z ryzykiem. Czasami jednak ryzyko się opłaca. Widzę, że tutaj było wręcz przeciwnie. Ta irytująca bohaterka jeszcze pół biedy... ale ten brak logiki. Nie zniosłabym. Na pewno odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie debiut, druga książka;) a dla mnie jednak najgorsza była bohaterka ;p

      Usuń
  11. Tu podobnie do komentujących wyżej osób, napiszę, że bardzo dobrze czytało mi się Twoją recenzję. Niestety już nie jeden raz, bohaterowie popsuli cały efekt danej historii. Brak logiki mnie jak zawsze zdumiewa, zwłaszcza w powieściach Polaków. Trochę jest mi przykro, w końcu Bieszczady to moje rodzime strony, a tu taka beznadziejna historia. Książka powinna nosić tytuł: "Niewiarygodne peryferie żałosnej Emilki". Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej "niewiarygodnie niewiarygodna Emilka" xd Szkoda, też lubię Bieszczady, ale spokojnie - tak naprawdę ich tu nie czuć, równie dobrze mogłoby to być nad morzem.

      Usuń
  12. Szkoda, że ta książka nie spełniła Twoich oczekiwań. Mi natomiast bardzo się podobała i bardzo dobrze ją wspomina. No cóż, gusta są rożne. ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się nie podobała, ale to nie znaczy, że innym nie może. Skoro Tobie przypadła do gustu, to super:)

      Usuń
  13. Bardzo dziękuję za szczerą opinię i słowa krytyki, które dogłębnie przeczytałam i zastosuję. Co do Emilii to autentyczna postać, tak jak jej matka oraz listy zawarte w książce. Jest to opowieść na faktach, po długich rozmowach z bohaterką, przeczytaniu jej pamiętnika i jak wyżej wspomniałam listów. Matka bohaterki w życiu realnym właśnie z tego powodu ją porzuciła. Dlatego jeśli chodzi o ten zarzut, brak logiki w tym kontekście napisało samo życie. Jeśli chodzi o ogrzewanie, to również opis relacjonowany przez moją rozmówczynię, nie poddawałam go analizie czy falsyfikacji, opisałam to co ona opowiedziała. Rozumiem, że Emilia może irytować, ale tacy ludzie również chodzą po świecie :) A ja w swoich książkach nie chce przedstawiać jedynie miłych, pięknych, mądrych i lubianych bohaterów, bo są również tacy, którzy są irytujący, wkurzający i dziecinni mimo wieku. Dialogi - tutaj od siebie mogę przeprosić i jest mi przykro, że odebrała Pani je jako sztuczne, postaram się w kolejnej książce bardziej zwrócić na to uwagę. A do osób które komentują mam jedynie prośbę, o nie skreślanie danej pozycji, ze względu na osąd innych. Warto wyrobić swoją własną, obiektywną ocenę. I nie mam na myśli tutaj tylko swojej twórczości. Raz jeszcze dziękuję za Pani pracę. Pozdrawiam Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję za Pani komentarz. Jak sama Pani widziała, w odpowiedziach na komentarze czytelników nie odradzałam lektury Pani książki. To, że dla mnie niestety głównie przez Emilię była nieudana, nie znaczy, że dla innych również taka będzie. Nie wszystkich da się lubić, ja z bohaterką,
      czyli z postacią wzorowaną na prawdziwej osobie, bym się nie polubiła:) Co do dialogów to tak jak pisałam w recenzji, niestety ale były jakie były - mało naturalne. Starałam się nie tylko napisać negatywną opinię, ale też uzasadnić swoje zdanie i wskazać, gdzie ewentualnie jest miejsce na pracę dla autorki - przynajmniej w mojej ocenie. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

      Usuń
  14. Czytam państwa komentarze i przykre jest że większość z was nie wyrobiło sobie własnej opinii o książce a wypowiada się tak krytycznie tylko na podstawie czyjeś sugestywnej opinii. Mam rozumieć że jak przeczytało by pozytywną, a tych jest na razie więcej to miało by inne zdanie. Może warto najpierw przeczytać, żeby samemu wyrazić własny osąd. Recenzentka ma pretensje do niektórych ostrych wpisów osób, które mają inne zdanie lecz sama z drugim recenzentem prowadzi niewybredną rozmowe o książce i autorce. Wysoce nieprofesjonalnie. Najlepiej zachowuje się autorka, która przyjmuje niepochlebną opinie z pokorą, dziękując za nią. To jest klasa sama w sobie. Przeczytaj i wyrób sobie własne zdanie albo nie wylewaj pomyj tylko dla tego, że recenzenka jest na nie. Ja polecam książkę, nie odebralam bohaterki w taki sposób, osobiście znam bardzo podobną osobę w realu, choć jej mama nie zostawiła. Dla mnie książka jest spójna i logiczna. Listy są chaotyczne lecz pisze je osoba chora, której mózg ulega degeneracji. To tu można mieć zastrzeżenie że za logiczne. Oddawanie głosu bohaterom pozwala czytelnikowi spojrzeć na tą samą sytuacji z innego punktu widzenia, ciekawy zabieg. U mnie wprowadził refleksję... Czytałam więc mogę się wypowiedzieć własnym głosem czego państwu też życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani mi przytoczy cytaty moich niewybrednych komentarzy o książce i autorce. Ja kojarzę tylko komentarze odnośnie komentarza czytelniczki jasno sugerującego, że jeśli się komuś nie podobało, to jest najwyraźniej za mało inteligentny.

      Usuń
  15. No ciekawie napisałaś, a chwilę wcześniej dosłownie - byłam na blogu, gdzie ktoś zachwalał tę książkę. Ciekawe jaka byłaby moja opinia :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Niestety takich książek, jak ta - z irytującymi bohaterami, gdzie fabuła nie ma ładu i składu, a dialogi są wręcz wymuszone - jest mnóstwo. Dziękuję, że przestrzegłaś mnie przed wkopaniem się w tę lekturę.

    Pozdrawiam,
    http://tamczytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. I ja sie zdecydowałam na ten egzemplarz... Wystraszyłaś mnie. :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

Peety. Pies, który uratował mi życie.

5 cech dobrej książki

Jessie Burton - Marzycielki

Obserwatorzy