Joanna Kruszewska - Nic się nie kończy / Starość to nie czekanie na koniec /


Z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu - z tym stwierdzeniem zgodzi się pewnie niemała część ludzkości, ale przecież sporo z nas żyje z bliskimi w całkiem dobrych relacjach, podobnie jak bohaterowie książki, o której dziś piszę. Wielopokoleniowa rodzina Bialickich na pierwszy, a nawet drugi rzut oka sprawia wrażenie zgodnej i zżytej. Autorka obdarowała ją jednak pieniędzmi ze sprzedaży domu do podziału, które w głównej mierze należą się spokojnej, spolegliwej seniorce rodu. Nic tak nie konfrontuje więzów rodzinnych jak walka o rodzinną schedę. Bialiccy coś o tym wiedzą.

Nie jest to jednak historia jedynie o tym, że w obliczu możliwości wzbogacenia się ludzie przestają zauważać drugiego człowieka, nawet jeśli płynie w nim ta sama krew. Nie tylko o tym, że ludzie potrafią wtedy ranić słowem wyjątkowo celnie, przecież znają nasze słabe punkty. To w równej mierze, a może nawet przede wszystkim opowieść o tym, że prawo do samostanowienia o sobie nie ma terminu ważności, a starsi członkowie rodziny to nie meble, które ustawimy wedle własnego uznania. Jednak morał tej historii wcale nie jest taki, żeby wszyscy starsi państwo nagle zapragnęli czegoś na miarę marzenia Haliny z tej historii, ale by... no właśnie - jeszcze czegoś chcieli tak tylko i wyłącznie dla siebie. I żeby nie wywoływało to konsternacji otoczenia.

W tej historii nie tylko babcia tańczyła tak, jak inni jej zagrali - jej wnuczka Marta dobrze znała kroki tego tańca, w końcu wprawiała się w nim trzydzieści pięć lat. Autorce udało się naprawdę przekonująco wykreować nie tylko samą postać, ale też pokazać sposób, w jaki wpływali na nią członkowie rodziny. Zresztą to właśnie ukazanie różnych relacji międzyludzkich, tuż obok poruszonej problematyki, można uznać za główny atut Nic się nie kończy. Podobnie rzecz ma się z zaangażowaniem czytelnika w losy bohaterów, naprawdę nie raz i nie dwa podniosło mi się ciśnienie w trakcie lektury. Obyczajówka wieloaspektowa, dopracowana, wciągająca, a przy tym wciąż lekka w odbiorze - brzmi zachęcająco, prawda?

To była moja pierwsza, ale na pewno nie ostatnia książka Joanny Kruszewskiej, którą wzięłam na tapet. Coś czuję, że odnalazłam kolejną polską pisarkę, z twórczością której będzie mi po drodze. Tak więc jeśli chodzi o mnie, to nic się nie kończy, wręcz przeciwnie, dopiero się zaczyna.  

Komentarze

  1. Wydaje się przyjemną i ciekawą pozycją.
    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Na wakacje będzie idealna. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie w rodzinie trwa w najlepsze konflikt, a spór toczy się - i tu banał: o pieniądze. Więc pewnie, bym podziękowała; wystarczająco mam u siebie takich historii. A tak swoją drogą ciekawa jestem marzenia niejakiej Haliny. Piękny dom, samochód, czy może coś innego "niezbędnego do życia"?
    Świetnie napisana recenzja. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halina nie bawiła się w półśrodki - jak marzyć to marzyć ;) i na marzeniach się nie skończyło;)
      Współczuję sytuacji w rodzinie, niestety często tak właśnie bywa:/

      Usuń
  4. Na całe szczęście póki co nie miałam takich rodzinnych problemów, ale nigdy nie wiadomo co przyniesie los.

    Przyjemnie czytało się recenzję :)

    Pozdrowienia!
    rozchelstanaowca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. O, szkoda, że nie podjęłam się zrecenzowania tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po tak przekonującej recenzji zapewne i u mnie "dopiero się zacznie" :) Chętnie przeczytam, choć jak się wydaje, ta książka zamiast oderwać od rzeczywistości, jeszcze boleśniej uświadomi jej prawdziwość ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może finał tej historii mimo wszystko te prawdziwość Ci trochę osłodzi ;)

      Usuń
  7. Prawda, że spory o pieniądze potrafią zabić relacje w rodzinie. Niestety często niektórzy są tak zafiksowani, że nie biorą pod uwagę odczuć innych. Nie wiem czy po książkę sięgnę, bo rzadko czytam obyczajówki, ale na wszelki wypadek tytuł zapisuję :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy rzecz się toczy o pieniądze, to czasami okazuje się, że zupełnie się drugiego - teoretycznie bliskiego - człowieka nie znało. Książka mnie zainteresowała, jak kiedyś będę miała okazję, to możliwe, że przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Też mi się podobała :-) Czekam na kolejną ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

Mario Puzo - Ojciec chrzestny [recenzja]

Truchlałam w środku. Luke Dittrich - Eksperyment [recenzja przedpremierowa]

7 błędów, które popełniłam w ciągu dwóch lat prowadzenia bloga książkowego

Obserwatorzy