Obyczajówka o czymś. Natasza Socha - Troje na huśtawce [recenzja]


Koralia jest 42-letnią rozwódką, która odlicza mijające dni liczbą wkładek higienicznych ubywających z opakowania, więc jak nietrudno się domyślić, nie prowadzi raczej zbyt urozmaiconego życia. Niemal od zawsze najważniejszą osobą jest dla niej przyjaciółka Aurelia - przebojowa, wygadana, nieprzejmująca się zdaniem innych, czyli całkowite przeciwieństwo głównej bohaterki. Koralia od początku pomagała przyjaciółce w opiece nad synem Tytusem, można powiedzieć, że wspólnie go wychowywały. W ich trójce w pewnym momencie zrobiło się o jednego za dużo. Powiedzieć, że sytuacja się skomplikowała, to jak nic nie powiedzieć - bo przecież romansować z młodszym o osiemnaście lat to jedno, ale kiedy to 24-letni syn Twojej najlepszej przyjaciółki, któremu zmieniało się pieluchy... 

Do przeczytania książki autorki przymierzałam się od dłuższego czasu, aż wreszcie okazja nadarzyła się sama w postaci pięknie zapakowanego egzemplarza recenzenckiego. O romansach z młodszymi mężczyznami nie czytamy raczej zbyt często, przynajmniej ja nie trafiłam chyba dotąd na podobną książkę. Wątek o takiej relacji sam w sobie na pewno gdzieś mi się już w lekturze przytrafił, ale do głównego tematu książki było mu na pewno daleko. Fabuła w Troje na huśtawce na dzień dobry zapowiadała się ryzykownie. W tym konkretnym przypadku wszystko zależało od tego, na co autorka postawi nacisk. Sami przyznacie, że mogło być żenująco, gdyby bohaterka rozpadała się nam co chwila na kawałki, na szczęście pani Socha nie wpycha nam głowy pod kołdrę bohaterom i chwała jej za to. Mogło też być irytująco, gdyby nasza para zakochanych widziała tylko czubki własnych nosów i gdzieś miała opinie innych, albo mdło jeśli wszelkie problemy rozwiązywałaby natychmiast z uśmiechem na ustach. Mogło być również niesmacznie, bo mimo wszystko było to balansowanie po bardzo cienkiej linie w związku z relacją, jaka dotąd łączyła Koralię z Tytusem. A jak było tak naprawdę? Interesująco, ponieważ ta historia jest przede wszystkim o...

Trójkącie, i to nie takim klasycznym ze zdradzaną żoną i tą trzecią. Tu w pewnym sensie oszukana została przyjaciółka, matka, bo jak nietrudno się domyślić, ani Koralia, ani Tytus  nie spieszyli  się poinformować Aurelii o zmianie stosunków między nimi. Jest też o dylemacie, jakim dla 42-latki był z jednej strony romans z młodszym, ale przede wszystkim z jej poniekąd wychowankiem. Sama miałam mocno mieszane uczucia i szczerze mówiąc do tej pory nie wiem, co na ten temat sądzić. O tym, że miłość jest ślepa wiemy pewnie wszyscy, ale o tym, że ma swoją cenę, przekonują się na własnej skórze już tylko co poniektórzy. Przy tej książce zastanawiałam się cały czas, ile przyjdzie zapłacić za uczucie bohaterom i czy na końcu nie stwierdzą, że rachunek był jednak za wysoki... Forma pamiętnika z jednej strony powinna przechylać szalę sympatii i zrozumienia na stronę bohaterki, ale prawda jest taka, że Koralia zamiast się w swojej opowieści wybielać, stara się możliwie jak najobiektywniej przedstawić historię tytułowej trójki. Naprawdę tę kobietę polubiłam, dlatego przez całą lekturę czekałam na finał i odpowiedź na pytanie, czy skończy się banalnie czy... no właśnie, jak?
Nie miałam w trakcie czytania jakiegoś szczególnego wyobrażenia zakończenia tej historii, jednak mniej więcej wiedziałam, jakiego finału mogę się spodziewać. Chociaż autorka naprawdę zręcznie wybroniła swój pomysł, to jednak umówmy się - fabuła nie była skomplikowana, a kiedyś musiała się przecież skończyć. Mimo najszczerszych chęci nie widziałam już szansy na zaskoczenie mnie rozwiązaniem akcji. Skończyło się tak, że po przeczytaniu ostatniej linijki z niedowierzaniem sprawdziłam, czy to aby na pewno jest ostatnia strona. Takiego obrotu sprawy nie brałam nawet pod uwagę. Jestem typem czytelnika, który lubi mieć zazwyczaj podane wszystko na tacy, ale po namyśle muszę przyznać, że to było chyba najlepsze, co autorka mogła czytelnikom zaserwować w tej właśnie opowieści.

Jeśli hasło "obyczajówka o czymś" jest Wam bliskie, to Troje na huśtawce jest właśnie jego reprezentantem. Raczej nie zmieni niczyjego życia, a przeczytanie zajmuje raptem kilka godzin, dla mnie były to jednak godziny odprężenia, dobrej zabawy, nie musiałam się zanadto przy czytaniu wysilać, a jednocześnie nie czułam, że ktoś ze mnie robi głupka infantylną opowiastką. Przy tym nie zostałam z poczuciem, że zjadłam właśnie odgrzewanego kotleta, a oto w literaturze obyczajowej jest chyba najtrudniej.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Edipresse Książki.

Komentarze

  1. Jestem właśnie w trakcie lektury tej książki, recenzja niebawem.

    OdpowiedzUsuń
  2. To fajnie, że obyło się bez podgrzewania...lubię obyczajówki, więc może kiedyś sięgnę po ten...w tym miesiącu chyba wyczerpałam limit czytania polskich powieści :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powieść raczej nie dla mnie, ale przyznaję, że rzeczywiście rzadko słyszy się o miłosnych historiach, w których to kobieta jest dużo starsza. Tutaj jednak kontrowersje wzbudza chyba nie tyle wiek, co relacje między postaciami, bo też nie wiem jak zareagowałabym na wieść, że mój hipotetyczny syn romansuje z moją przyjaciółką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - że bohaterka tyle starsza to nie byłby problem, ale ta ich relacja... Grunt, że autorka to całkiem dobrze przedstawiła:)

      Usuń
  4. Socha zawsze tak dziwnie nazywa swoich bohaterów - na początku to było urocze, teraz już mnie lekko irytuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie w tym przypadku już było irytujące szczerze mówiąc - Aurelie, Koralie, masakry:P

      Usuń
  5. Myślałam o niej, ale zdecydowałam się na inne książki od tego wydawnictwa. Czułam, że nic extra tutaj nie będzie, a za trójkątami miłosnymi niezbytnio przepadam, ale czasem o nich czytam.
    Dobrze, że ją zrecenzowałaś, teraz wiem, że raczej na pewno nie sięgnę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest książka o trójkącie miłosnym :p

      Usuń
  6. Imiona bohaterów mnie zachwyciły. W końcu jakaś polska powieść, gdzie nie ma Ann, Jolek, Magd, Kaś czy innych Wojtków! Cieszę się, że ta historia nie skupia się głównie na tym co łączy bohaterów. Osobiście oczekuję od niej, że mimo tego, że jest to obyczajówka, zajmie w mojej pamięci jakieś miejsce. Nie jest to coś, co pisarze serwują nam często a to z czym borykały się główne postaci może być bardzo interesujące ! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, problemy bohaterów są nieszablonowe. Chociaż mnie imiona kompletnie nie podeszły, wole Anny i Wojtków;p

      Usuń
  7. Świetna recenzja! Pierwsze co pomyślałam kiedy przeczytałam pierwszy akapit to "Jakie to... fuj" i w sumie ogarnęła mnie sceptyczność. Dobrze, że od razu to sprostowałaś :D Teraz wiem, że może być naprawdę zabawnie przy czytaniu ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogło być fuj, to fakt ;) na szczęście nie było;)

      Usuń
  8. Nie słyszałam o tej książce i pewnie widząc opis, nie sięgnełabym po nią. Jednak Twoja recenzja podoba mi się i gdy będe miała okazję, przeczytam ją. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się z że tekst Ci się spodobał:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  9. Nie mogłam się nie roześmiać na zdanie "sprawdziłam czy to na pewno ostatnia strona". Przy dobrych książkach zawsze tak mam <3
    A ta akurat zupełnie nie w moim guście :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, że to jednak nie Twój gatunek :)

      Usuń
  10. Książka czeka u mnie na swoją kolej :)
    Lubię Nataszę Sochę więc myślę, że będę się przy niej dobrze bawiła :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tematyka zupełnie nie w moim typie. Co do Autorki, to jedną jej książkę czytałam i była leciutko napisana, ale jakby niedopracowana...

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja mam problem z tą autorką. Byłam krok od zamówienia jej książki kilka miesięcy temu, ale ostatecznie zrezygnowałam i może na razie niech tak zostanie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Faktycznie miałaś rację, że nie jest to książka, po jakie zazwyczaj sięgam, ale przyznam, że zaintrygował mnie pomysł na fabułę. Jeśli kiedyś wpadnie mi w ręce ta książka, to chętnie przeczytam, zwłaszcza, że podoba mi się, że bohaterka się nie wybiela, tylko przedstawia sprawy takimi, jakimi są.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to się właśnie podobalo, że nie robiła z siebie swietej.

      Usuń
  14. Pomysł na fabułę jest rzeczywiście ciekawy, i rzadko spotykany. Mogłabym się oczywiście skusić na tę książkę, z racji chociażby pięknej okładki, intrygującego opisu, czy też przypisania owej powieści do literatury obyczajowej w dobrym wydaniu, ale nie jestem do końca przekonana. Poznałam pióro autorki przy okazji lektury "Awarii małżeńskiej" i "Rosołu z kury domowej", i jakby to ująć... Coś nie zagrało. Może kiedyś się jednak zdecyduję. Zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, że ta książka przypadłaby Ci do gustu:)

      Usuń
  15. Rzeczywiście, wygląda na oryginalną książkę :) Może to nie jest tematyka, o której często czytam, a mimo to jestem bardzo ciekawa tej relacji.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziwne zakończenie, jeszcze je przetrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie przepadam za obyczajówką, ale ta fabuła do mnie trafiła :D Ciekawe czy by mi się spodobała :))

    OdpowiedzUsuń
  18. Twórczość Sochy mam dopiero w planach...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

Peety. Pies, który uratował mi życie.

5 cech dobrej książki

Jessie Burton - Marzycielki

Obserwatorzy