Jakub Małecki - Dygot [recenzja]


W rodzinie Łabendowiczów, na wsi, zaraz po II wojnie, urodził się albinos.  Jego ojciec był przekonany, że to przekleństwo pewnej Niemki, której odmówił pomocy, tak skarało jego dziecko. Proboszcz był przekonany, że bezbarwny chłopiec to wysłannik piekieł, zaś mieszkańcy wsi wiedzieli jedno - odmieńców nie tolerują. W rodzinie Geldów inne nieszczęście dotknęło dziecka. Kilkuletnia Emilia została oszpecona w wyniku wybuchu granatu. Kiedyś cyganka, której ojciec dziewczynki poskąpił pieniędzy, przepowiedziała taki los dziecka. Wiemy, że ścieżki Wiktora i poparzonej dziewczyny kiedyś się przetną, tylko co z tego wyniknie?

Nie ma sensu rozpisywać się na temat fabuły Dygotu, ale mogłabym o niej napisać tak: to losy Łabendowiczów i Geldów przedstawione na przestrzeni kilkudziesięciu lat, podzielone na pięć części. Kilka pokoleń, kilka postaci i kilka oddzielnych historii. Najważniejszy wątek to ten dotyczący miłości Wiktora i Emilii i faktu, że mieszkańcy Koła, podobnie jak Ci z rodzinnej miejscowości mężczyzny, nie są do albinosa przyjaźnie nastawieni. Po latach jedyny syn tej dwójki rozwikła rodzinną tajemnicę sprzed lat. Tak można by w skrócie przedstawić fabułę powieści, ale gdyby ta książka sprowadzała się tylko do tego, byłoby zdecydowanie łatwiej o niej napisać. 

Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece - powie jedna z bohaterek do chłopca dotkniętego albinizmem. Nie tylko wygląd wyróżnia bohatera z tłumu. A tłum nie lubi, kiedy ktoś się odznacza... To Wiktor jest główną postacią w tej historii, swoistym uosobieniem jej wymowy. Dobry, ale straszny człowiek, ciągle z boku, ciągle odtrącany, pieprzony jęk świata. On  jest sztandarowym, najwymowniejszym symbolem tej książki, ale pozostałe postaci nie pozostają jedynie w tle, prezentują bolączki każdego z nas równie realistycznie i wymownie jak Wiktor Dygot. Przemoc, alkoholizm, samotność, choroba, miłość, nienawiść i strach - każdy cios od życia porusza ich istotą, wprawiając w drżenie, ruch, dygot, przestawiając los na inne tory. Skłamałabym jednak twierdząc, że to jedyna i słuszna interpretacja tej historii. Postać Sebastiana Łabendowicza udowadnia, że wcale nie trzeba dostawać raz po raz bolesnych razów od rzeczywistości, żeby nocami czuć dreszcze.

Klasyfikowanie tej książki do jakiegoś gatunku nie ani jest łatwe, ani chyba potrzebne. Najczęściej w odniesieniu do Dygotu w sieci przewija się termin "realizm magiczny", którego nie rozpoznałabym choćbym się o niego potknęła (Olga pewnie pamięta, jak się u niej zarzekałam, że to nie dla mnie). Mniejsza jednak o terminologię. W czasie czytania miałam wrażenie obcowania z czymś nieuchwytnym, ulotnym, z subtelnością połączoną z nieraz twardą i brutalną rzeczywistością. Początkowo myślałam, że Dygot i Ślady będą do siebie zbyt podobne, ale szybko okazało się, że łączy je głównie poetycki język i charakterystyczny styl autora. A także, a może przede wszystkim, pewna niejednoznaczność.

To o czym w końcu jest ta książka? O rozmytym, które widział Wiktor? O czymś nieokreślonym pod powierzchnią, żyjącym, płynącym w rzece, zataczającym koło? O klątwach, przeznaczeniu?  O bólu, który czuje człowiek istniejący z dnia na dzień coraz mniej? O strachu? Inności? Życiu, śmierci? Poświęceniu? A może po prostu o Łabendowiczach, Geldach i polskiej prowincji?

Nie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Chyba za mało książek przeczytałam, niewystarczająco dużo przeżyłam, żeby w pełni zrozumieć przekaz tej historii. A może wcale nie chodzi o to, żeby go rozumieć, może wystarczy, że się Dygot poczuje. Jeśli tak jest, to odebrałam go jak należy. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na Rdzę, i po raz kolejny zanurzyć się w świecie, który, jestem pewna, znów mnie zachwyci i zasmuci jednocześnie.

Komentarze

  1. Ślady mnie zachwyciły właśnie tą niejednoznacznością, więc na pewno sięgnę kiedyś po Dygot i Rdzę, bo polubiłam pióro autora, ale niestety na razie musi poczekać, bo zbyt wiele książek czeka w kolejce na przeczytanie. ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha jasne, że pamiętam Twoje przeboje ze "Sto lat samotności" :P. Ale widzisz, "Dygot" się spodobał - chociaż widzę, że nie jesteś w stanie powiedzieć jak, dlaczego i w ogóle o co do cholery chodzi ;). Jednak ja bym tutaj jednak o realizmie magicznym nie mówiła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja "Dygotem" jestem zachwycona! I choć momentami też wydawało mi się, że trochę nie kumam, to faktycznie, poczułam go i to książka, o której długo nie zapomnę :)
    ostatni-akapit.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Z twórczości autora czytałam tylko "Ślady" podobały mi się, więc może i po tę książkę sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznaję, że nie znam pióra autora, ale z chęcią kiedyś się zapoznam z jego twórczością.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziwne. Mógłby mi się nie spodobać styl, nie lubię poetyckiego. Ale treść mogłaby być ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziwne. Mógłby mi się nie spodobać styl, nie lubię poetyckiego. Ale treść mogłaby być ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rzadko to piszę, ale szczerze nie wiem, czy brać się za tę książkę. Fabuła brzmi ciekawie, ale coś mnie odciąga.
    Hmm, może za jakiś czas spojrzę inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawe, czy do mnie ta książka trafi. Mam ją na liście (i chyba nawet na półce), więc może kiedyś się przekonam.

    OdpowiedzUsuń
  10. O proszę jak się cieszę, że sięgnęłaś po mój ukochany "Dygot" i mego kochanego Małeckiego <3
    Poczuć to? Być może tak najlepiej określić to co się dzieje z nami podczas tej lektury. Cały kalejdoskop emocji. Ja jestem wdzięczna, że coś takiego powstało Polsce. Również czekam na "Rdzę" :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na krótkie podpowiedzi dotyczące uzupełnienia biblioteczki :)

    Na Planecie Małego Księcia

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwszy raz czytam Twoją recenzję, z której bije magiczny chaos :)
    Nie wiem czy to powieść dla mnie...

    OdpowiedzUsuń
  12. Chętnie przeczytam, głównie ze względu na postać albinosa. :) O takiej chyba jeszcze nie czytałam (o ile Danka z Pieśni Lodu i Ognia się nie liczy). Oczywiście ta głębsza warstwa również zachęca.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo ciepło wspominam przygodę z ta książką, bardzo mi się podobała. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. "W czasie czytania miałam wrażenie obcowania z czymś nieuchwytnym, ulotnym, z subtelnością połączoną z nieraz twardą i brutalną rzeczywistością." - ja też słabo znam się na tych sprawach, ale to mi właśnie wygląda na realizm magiczny :) Po kiepskim erotyku (YOLO po całości :D) przyda mi się porządna lektura napisana poetyckim językiem, która mną wstrząśnie i zostanie ze mną na długo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarz, który w żadnym stopniu nie nawiązuje do treści posta, nie przechodzi przez moderację. Zero tolerancji dla spamu.

Komentarze na temat są bardzo mile widziane. Konstruktywna krytyka również :)

Popularne posty z tego bloga

Peety. Pies, który uratował mi życie.

5 cech dobrej książki

Jessie Burton - Marzycielki

Obserwatorzy