Justyna Wydra - Zaniemówienie / Śląska historia /
Są takie książki, które potrafią przykuć do siebie czytelnika już od pierwszych stron, ale są też takie, które łapią w sidła jeszcze zanim się zaczną, i Zaniemówienie właśnie do nich należy. A wszystko za sprawą tych czterech zdań:
Ciotka Hilda była siostrą mojej babki Trudy. Zaniemówiła w roku 1945, w wieku dwudziestu trzech lat. Równocześnie przestała też godać i już do końca swojego życia porozumiewała się wyłącznie po niemiecku. Ta książka przedstawia okoliczności, które sprawiły, że milczała i po polsku, i po śląsku.
Co prawda w posłowiu przeczytamy, że losy Hildy i jej porucznika Luftwaffe to fikcja literacka, ale dowiemy się z niego także, że wiele z opisywanych w niej sytuacji to autentyczne wydarzenia. Hilda po wojnie naprawdę porozumiewała się tylko po niemiecku. Dlaczego zaniemówiła w tej historii?
Dwie bliźniaczki, piękna Rosa, i no cóż, mniej piękna Hilda, żyły w miarę spokojnie w Tychach, o ile można było żyć spokojnie w 1943 roku. Pewnego dnia Hilda potrąciła rowerem urlopowanego zdrowotnie porucznika Luftwaffe, czym znacznie mu się przysłuża, bo Willi nie zamierzał już wracać na front. W szpitalu trafił on pod opiekę Rosy, która podobała się w Tychach każdemu, jednak najbardziej pewnemu zagorzałemu naziście. Gampig był gotów chwycić się każdego sposobu, by ją zdobyć. Losy tej czwórki w pewnym momencie się przetną, i nie pozostanie to bez konsekwencji. A te w czasach wojny nie oszczędzały nikogo...
Mimo że z opisu wychodzi na to, że będzie to opowieść o miłości, nie dajcie się zwieść. To przede wszystkim historia o tym, jak bardzo miłość musiała ustępować pola wojnie, w drugiej kolejności o Ślązakach, a dopiero potem o uczuciach.
Należy docenić też dopracowanych bohaterów, z ujmującymi lub wręcz przeciwnie, charakterami, jak także i same Tychy - miasteczko w którym praktycznie wszyscy się znają, ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Zaniemówienie czyta się jednym tchem, wręcz biegiem, chcąc jak najszybciej dotrzeć do jego finału. Po drodze nie brakuje brutalnych i trudnych scen, ale to zakończenie jest tym gwoździem do trumny, który zostawia czytelnika oniemiałego. Justyna Wydra w porywającym, plastycznym stylu odmalowała, do czego zdolny jest człowiek, zarówno złego, jak i dobrego. Biorąc pod uwagę fakt, jak wiele z tej historii wydarzyło się naprawdę, jest to obraz wyjątkowo cenny.
Dwie bliźniaczki, piękna Rosa, i no cóż, mniej piękna Hilda, żyły w miarę spokojnie w Tychach, o ile można było żyć spokojnie w 1943 roku. Pewnego dnia Hilda potrąciła rowerem urlopowanego zdrowotnie porucznika Luftwaffe, czym znacznie mu się przysłuża, bo Willi nie zamierzał już wracać na front. W szpitalu trafił on pod opiekę Rosy, która podobała się w Tychach każdemu, jednak najbardziej pewnemu zagorzałemu naziście. Gampig był gotów chwycić się każdego sposobu, by ją zdobyć. Losy tej czwórki w pewnym momencie się przetną, i nie pozostanie to bez konsekwencji. A te w czasach wojny nie oszczędzały nikogo...
Mimo że z opisu wychodzi na to, że będzie to opowieść o miłości, nie dajcie się zwieść. To przede wszystkim historia o tym, jak bardzo miłość musiała ustępować pola wojnie, w drugiej kolejności o Ślązakach, a dopiero potem o uczuciach.
Okropieństwa wojny, choć wydaje się że Tychy niemal do samego końca konfliktu funkcjonowały prawie normalnie, widać w tej książce na każdym kroku. Widać je w snach Willego, któremu śni się, że strzela do znanych mu kobiet. W okaleczonych mężczyznach wracających z frontu. W publicznych egzekucjach wrogów III Rzeszy. W Auschwitz, z którego jednych znajomych cudem da się wykupić, innych - nie. Ale są też okropności, które przeżył tylko Śląsk. Volkslisty, które z musu podpisywali chociażby byli powstańcy śląscy. Matki pytające wychodzących z domu synów, czy idą do hitlerów (Hitler Jugend), czy do kościoła. Wcielenia do niemieckiej armii, które, jeśli oczywiście udało się tę wojnę przeżyć, okazywały się tylko odroczonym wyrokiem. Ta książka rzuca wszystkim spoza tamtego rejonu światło na stwierdzenie, że Ślązak to... no właśnie, przede wszystkim Ślązak. Z jego własną, bardzo trudną historią.
Należy docenić też dopracowanych bohaterów, z ujmującymi lub wręcz przeciwnie, charakterami, jak także i same Tychy - miasteczko w którym praktycznie wszyscy się znają, ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Zaniemówienie czyta się jednym tchem, wręcz biegiem, chcąc jak najszybciej dotrzeć do jego finału. Po drodze nie brakuje brutalnych i trudnych scen, ale to zakończenie jest tym gwoździem do trumny, który zostawia czytelnika oniemiałego. Justyna Wydra w porywającym, plastycznym stylu odmalowała, do czego zdolny jest człowiek, zarówno złego, jak i dobrego. Biorąc pod uwagę fakt, jak wiele z tej historii wydarzyło się naprawdę, jest to obraz wyjątkowo cenny.
Egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Zysk i S-ka.
Mieszkam na Slasku, wiec myśle, ze historia może być mi niezmiernie bliska. Chętnie przeczytam, bo już sam opis książki mnie również zaintrygował. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńPolecam jak najbardziej:)
UsuńMuszę przyznać, że te kilka zdań mnie też zaintrygowało.
OdpowiedzUsuńA inspirowanie się rzeczywistością i pisanie własnej historii opartej na jakimś rzeczywistym motywie to coś, co lubię znacznie bardziej, niż wymyślne romanse, które mają rację bytu tylko na stronach książki.
Dokładnie mam tak samo:)
UsuńJak dobrze, ze tutaj zajrzałam i mogłam przeczytać o tej książce. Bardzo mnie ona zaintrygowała i na pewno po nią sięgnę :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMuszę przeczytać, podobne historie znam z rodzninych opowiadań.
OdpowiedzUsuńKsiążkę muszę przeczytać z kilku powodów. Faktycznie ciekawi mnie fakt, dlaczego bohaterka zaniemówiła. Po drugie, czytałam Esesmana i Żydówkę i powieść bardzo przypadła mi do gustu - jestem więc ciekawa, czy ta jej dorówna. Po trzecie, jestem ze Śląska, na co dzień posługuję się gwarą, więc jak tu nie przeczytać książki, której akcja dzieje się w takich okolicach :)
OdpowiedzUsuńW takim razie dla ciebie jest to faktycznie pozycja obowiązkowa:) kurcze strasznie bym chciała posłuchać tej gwary, muszę sobie coś odpalić na YT:) a możesz mi powiedzieć, czy najpierw nauczyłaś się mówić gwara, potem po polsku, czy to bylo tak jakby naraz, czy jeszcze inaczej? Może to pytanie jest głupie, ale no dla mnie śląski brzmi na tyle różnie od polskiego, że ciężko go porównywać do chociażby mojej regionalnej wiejskiej gwary :)
UsuńCzytałam "Esesman i żydówka" tej autorki i muszę przyznać, że była to ciekawa lektura i jestem bardzo ciekawa jak wygląda dalsza twórczość pani Wydry. Jak widać dalej nie rozczarowuje:)
OdpowiedzUsuńBardzo chcę tę książkę przeczytać :-)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że pierwszy raz słyszę o tej książce, ale to nie powinno mnie już dziwić – codziennie wydaje się po ileś sztuk nowych tytułów, także można się już pogubić. Ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńW sumie masz rację. Kiedy przeczytałam tamten opis, już chciałam stąd czmychać, bo wątek miłosny cisnął się drzwiami i oknami. A jednak to była zmyłka. Zmyłka, która pozwoliła mi spojrzeć na tę książkę z zupełnie innej strony. Dlatego też, chętnie bym się z nią zapoznała. No i, cóż... Jako że akcja rozgrywa się w jednym miast na terenie Śląska, a ja także zamieszkuję tamte rejony... To do czegoś zobowiązuje, czyż nie? ;)
Pozdrawiam!
DEMONICZNE KSIĄŻKI